News: Wojciech Lisowski: Młodość zaskakuje

Wojciech Lisowski: Młodość zaskakuje

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

23.06.2012 16:52

(akt. 11.12.2018 09:42)

Wojciech Lisowski po sezonie spędzonym na wypożyczeniu w Piaście Gliwice wrócił do Warszawy i chce wywalczyć miejsce w kadrze Legii. W rozmowie z Legia.Net, obrońca opowiada o czasie spędzonym w ekipie "Piastunek" oraz o pierwszych wrażeniach ze wspólnych treningów z zespołem Jana Urbana. Zapraszamy do lektury z objawieniem rozgrywek I ligi minionego sezonu!

Po zakończeniu rundy dostałeś wiadomość od Marka Jóźwiaka, że masz pojawić się w Warszawie w czerwcu. Rozmawialiście wtedy jakoś dłużej?


- Nie. Marek Jóźwiak i trener Jacek Magiera poinformowali mnie tylko, że 11 czerwca mam zgłosić się na pierwszy trening przy Łazienkowskiej. Powiedziano mi, że mam sprawdzić się na tle drużyny i powalczyć o miejsce w szerokim składzie.


Jakie są twoje wrażenia po pierwszych dniach  treningów?


- Bardzo cieszę się z tej szansy. Naprawdę fajnie mi się trenuje, zajęcia wyglądają troszkę inaczej niż w pierwszoligowej ekipie.


Zdążyłeś już porozmawiać z trenerem Urbanem?


- Nie miałem jeszcze okazji żeby podyskutować z nim o mojej przyszłości. Na razie chcę jak najlepiej przepracować okres przygotowawczy z Legią. Wtedy będę mógł spokojnie czekać na decyzję szkoleniowca.


Myślisz, że u trenera Urbana będziesz miał szanse załapać się do drużyny, że będzie łatwiej niż niż u Skorży?


- Nie wiem czy łatwiej, czy może gorzej. Nie patrzę na to w ten sposób i podchodzę do tego normalnie, jak do każdego nowego szkoleniowca. Po co patrzeć, który trener stawia na młodych? Jeżeli nie będę prezentował odpowiedniego poziomu, to nawet mimo wieku nie znajdę się w drużynie Jana Urbana.


Jak bardzo zmieniła się Legia przez rok, w czasie którego byłeś w Piaście?


- Jeszcze rok temu, gdy byłem w Młodej Legii, całe zaplecze włącznie z szatniami było pod Żyletą. Nowe szatnie są dla mnie dużą zmianą. Wszystko jest profesjonalnie przygotowane, tak jak powinno. Mamy w końcu stadion europejskiej klasy. To największe zmiany.


Dla ciebie najważniejszą jest jednak przejście z szatni Młodej Legii do tej pierwszej drużyny.


- Nie da się ukryć, to cieszy najbardziej. Oby taka zmiana wyszła na dobre.


Nie jesteś najmłodszy w zespole, ale po treningach nosisz piłki czy pachołki. Nie przeszkadza ci to?


- Absolutnie nie. Dalej jestem jednym z najmłodszych, to w końcu nie jest żadne skazanie. Takie noszenie futbolówek uczy właściwego podejścia do obowiązków oraz pokory. Podobnie wyglądało to w Gliwicach.





Transferu na Śląsk chyba nie masz prawa żałować?


- To było dla mnie fajne doświadczenie. Mogłem się zderzyć z rzeczywistością seniorskiej piłki. Piastowi jestem tylko wdzięczny za pomocną dłoń i szansę pokazania się. Kontuzja z jesieni nie pokrzyżowała mi szyków. Od samego początku zamierzałem tam walczyć o to, żeby trafić do pierwszego zespołu Legii. Chciałem do stolicy wrócić z większym bagażem doświadczeń. Gra na takim poziomie mocno różni się od Młodej Ekstraklasy, wie to chyba każdy. Dzięki grze w pierwszej lidze, jestem teraz tu gdzie jestem.


Jeden z wywiadów z tobą reklamowany był jako rozmowa z „objawieniem Piasta”. Zgadzasz się z takim określeniem?


- W pewnym momencie zrobiło się wokół mnie trochę szumu. Zawiesiłem sobie bardzo wysoko poprzeczkę i strzeliłem nawet dwie bramki. Nie obniżyłem potem lotów, grałem solidnie, nie wyróżniałem się niczym w ofensywie i zainteresowanie wtedy ucichło. Dalej jednak robiłem swoje, nie byłem zadufany w sobie.


Dzięki strzelanym bramkom jesteś określany jako ofensywnie grający obrońca.


- Właśnie w juniorskich drużynach Legii, pod okiem Krzysztofa Dębka i Radosława Kucharskiego, zostałem nauczony takiego stylu gry. Podstawą jest to, żeby robić co do ciebie należy w defensywie. Wszystko co uda się ugrać w ataku jest na plus i dodaje „uroku” twojej grze. Wydaje mi się, że to obecnie atut każdego defensora.


Dobrym wzorcem do naśladowania jest obrońca Borussii Dortmund, może wkrótce nazwiemy cię legijnym Łukaszem Piszczkiem?


- Do takich porównań jeszcze daleka droga, na razie trzeba uważać na takie słowa. Chcę robić swoje i dać sobie szansę sprawdzenia się w Warszawie.


Kilka razy pokazałeś się z dobrej strony przy stałych fragmentach gry. Myślisz, że dostaniesz szansę w Legii na wykonywanie rzutów wolnych?


- Wszystko jest kwestią przekonania do siebie trenerów na zajęciach. Czemu miałbym nie dostać okazji? Wszystko jest w moich nogach.


Marcin Brosz i Dariusz Dudek to dobrzy trenerzy? Na co zwracali największą uwagę na zajęciach?


- Obu trenerów bardzo szanuję, bo wspierali mnie w ciężkich momentach. Wierzyli we mnie cały czas, nawet po odniesieniu kontuzji barku w meczu z Pogonią Szczecin. Przecież to oni dali mi szansę na grę. Sądzę, że ich nie zawiodłem. Największą uwagę zwracali na solidność, na wywiązywanie się ze swoich zadań na boisku.


Dudek motywował cię powrotem do Legii? W końcu sam jest byłym piłkarzem naszego klubu.


- Często rozmawialiśmy na temat Legii. Obaj wspólnie oglądaliśmy i przeżywaliśmy spotkania Wojskowych w pucharach i w lidze. Dyskutowaliśmy potem o tych potyczkach. Naprawdę dużo mi pomagał. Mówił mi, że Piast jest szansą na pokazanie się Legii.


O co taki beniaminek jak Piast może powalczyć w Ekstraklasie?


- Drużyna, która jest w Gliwicach, naprawdę może walczyć o najwyższe cele! W szatni jest niesamowity kolektyw. Zawodnicy są jak jedna, wielka rodzina. Po wygranych czy przegranych meczach, a nawet po treningach, potrafiliśmy wszyscy usiąść i rozmawiać. Wiele nam to dawało, a najlepszym świadectwem jest osiągnięty wynik sportowy. Dodatkowo to jedyny klub na Śląsku, w  którym nie ma zaległości finansowych.


A jak podobała ci się nazywana przez niektórych „Tesco Arena”?


- Poznałem urok innego stadionu niż obiekt Legii. W środku nazwałbym obiekt Piasta małym piekiełkiem. Zapełniony kibicami naprawdę potrafi podnieść drużynę na duchu. Gdybyśmy grali na przykład w Wodzisławiu Śląskim, to szczerze wątpię, że dowieźlibyśmy niektóre wyniki do końca. To klub, który jest w 100 procentach gotowy na Ekstraklasę, przez ostatnie lata wiele się poprawiło. Pamiętam jak przyjeżdżaliśmy do Gliwic z Młodą Legią, od razu odechciewało nam się grać… Nowy obiekt wiele dał całemu miastu.



Nie tak dawno pisało się, że do Legii może trafić Ruben Jurado – twój klubowy kolega. Jaka jest twoja opinia na jego temat?


To typ człowieka, który mocno pracuje na treningach. Wszystko widać potem w spotkaniach ligowych. Podejrzewam, że przyjeżdżając do Polski miał jakiś cel i go realizuje. To ciekawy gracz, który potrafi się zarówno odnaleźć w zamieszaniu pod bramką jak i samemu stworzyć sobie sytuację i ją wykorzystać. Czy nadaje się do Legii?  Każdemu należy się szansa, jakby ją wykorzystał to możnaby mu jedynie pogratulować.

 

W Warszawie masz wielką konkurencję. Artur Jędrzejczyk i Jakub Rzeźniczak, który nie będzie już raczej wystawiany w pomocy…


- Nie patrzę na nich. Chcę zrealizować swoje marzenia i cele. Jednym z nich jest debiut i dalsza gra w Ekstraklasie w barwach Legii. Jędza i Rzeźnik to ograni piłkarze w lidze, ja jestem młody, a młodość zaskakuje (śmiech). Może uda mi się kogoś zadziwić już teraz. Nie ma co mówić w czym jestem od nich lepszy, a w czym gorszy. Od tego są trenerzy i kibice. Jestem brany pod uwagę w kontekście wyjazdu na obóz do Austrii. Tam chcę dalej pokazywać swoje umiejętności.


W pierwszym zespole spotykasz wielu kolegów z Młodej Legii.


- W ogóle jest to chyba jakimś fenomenem. Rocznik 92’ zdominował szatnię Legii. Razem zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski i chodziliśmy do jednej klasy w szkole. Licząc z Michałem Efirem, to jest nas dziewięciu. Świadczy to o tym, że byliśmy utalentowani. Przychodząc tu jako młody chłopak miałem wielkie marzenia, które potem zamieniały się w realny plan. Jeżeli ktoś z dyscypliną podchodzi do tego zawodu, to piłka oddaje to co komuś się należy.

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.