Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Piastem – rozbita obrona

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

27.10.2021 18:15

(akt. 27.10.2021 18:17)

W niedzielę Legia po raz czwarty z rzędu przegrała mecz ligowy, tym razem w Gliwicach z Piastem 1:4 i nadal jest w tabeli ligowej tuż nad strefą spadkową, a po meczu trener Czesław Michniewicz pożegnał się z posadą. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 3 (3,07 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Coraz częściej przed ligowymi starciami Legii zdajemy sobie sprawę, że to nie mistrz Polski jest faworytem w tej konfrontacji, w niedzielę nie było inaczej. Trener Czesław Michniewicz postawił przed meczem wszystko na jedną kartę – zostawił w Warszawie piłkarzy, z którymi był skonfliktowany, miał wskutek tego tylko dwóch stoperów, więc zagrał czwórką obrońców i poniósł tego konsekwencje. Legia grała w piłkę znacznie lepiej niż w dwóch ostatnich ligowych meczach, stwarzała sobie więcej sytuacji podbramkowych, ale defensywa „Wojskowych” w tym meczu nie istniała. Nic dziwnego, bo przez niespełna poł godziny tylko grali w niej dwaj środkowi obrońcy, po zejściu Maika Nawrockiego był tylko jeden, bo Ihor Charatin obrońcą nigdy nie był. Gdy dodamy do tego, że najsłabszym elementem Filipa Mladenovicia jest gra w defensywie, a Kacper Skibicki bocznym obrońcą w ogóle nie jest, nietrudno zrozumieć dlaczego tak łatwo Piast stwarzał sobie stuprocentowe sytuacje. Tym bardziej, że Mladenović i Skibicki z reguły grali bardzo wysoko, wręcz jak wahadłowi, a nie jak obrońcy i nie nadążali z powrotem. Przy straconych golach często źle zachowywało się kilku obrońców naraz. A że polityka Legii zakłada posiadanie w kadrze obok Artura Boruca wyłącznie młodych wychowanków na pozycji bramkarza i stawianie na bramce młodzieżowca, to te sytuacje automatycznie przekładały się na gole. Dopóki Legia grała trójką w obronie i broniła tak, jak wiosną, a rywale oddawali po jednym czy dwa celne strzały na cały mecz, to się mogło sprawdzać, ale przy tak rozbitej obronie już nie. Gdzieś w cieniu fatalnej gry defensywy pozostała całkiem przyzwoita gra w środku pola, zdecydowanie lepsza niż w poprzednich spotkaniach, budowanie akcji podaniami przez portugalsko-brazylijskie trio i całkiem pokaźna liczba celnych strzałów i stworzonych sytuacji, większa niż w dwóch ostatnich ligowych meczach razem wziętych, brakło jednak wykończenia, a trzy razy piłka lądowała na słupku. Jednak nawet gdyby skuteczność Mahira Emrelego czy Ernesta Muciego była lepsza, to i tak przy takiej grze obronnej Legia nie miała prawa zdobyć nawet jednego punktu w Gliwicach. Do znudzenia można też zwracać uwagę na stałe fragmenty gry, legioniści wykonywali czternaście rzutów rożnych i kilka wolnych pod bramką i jakiekolwiek zagrożenie z tego stworzyli ledwie raz po dużym zamieszaniu. Trzeba przyznać, że w Gliwicach trener wyjątkowo nie miał wyczucia począwszy od wyboru kadry na mecz i wyjściowego zestawienia, aż po końcówkę, bo zdjął z boiska zawodników kreujących grę wstawiających za nich kolejnych napastników. Od mieszania herbata się słodsza nie staje, więc napastnicy najczęściej wzajemnie sobie przeszkadzali, znajdując się naraz w jednym miejscu. Oczywiście mecz przegrywa cały zespół, ale w Gliwicach przegrała go przede wszystkim defensywa. Nie wszystkich piłkarzy należy oceniać tak samo, bo każdy miał inne zadania na boisku i ocenianie napastników i pomocników podobnie jak obrońców byłoby skrzywdzeniem zawodników ofensywnych. Czy nowemu trenerowi uda się tą drużynę poskładać na nowo? Czas pokaże. Legia nie dysponuje gorszą kadrą od innych drużyn Ekstraklasy, a terminarz również sprzyja nowemu szkoleniowcowi, bo poza najbliższym meczem u siebie z Pogonią rywalami ligowymi do końca będą ekstraklasowi średniacy, a najbliższy przeciwnik w Pucharze Polski to drużyna z poziomu rozgrywkowego legijnych rezerw. Niezależnie od deklaracji w klubie mistrzostwo już uciekło, trzeba teraz walczyć, by w przyszłym sezonie w ogóle do europejskich pucharów awansować.

Kacper Tobiasz 3 (3,17 - ocena Czytelników). Trudno wymagać od młodego niedoświadczonego bramkarza, by bronił jak rutyniarz. Niestety, koszty nauki w postaci straconych goli muszą być wliczane w politykę promowania młodych bramkarzy. Dopóki obrona gra dobrze, nie ma problemu, jeśli defensywa prezentuje się tak, jak w Gliwicach, to wszystkie braki wychodzą. Tobiasz radził sobie w niedzielę tylko z łatwymi strzałami i wpuścił cztery gole. Drugi z nich nie powinien wpaść do siatki, a i przy trzecim niejeden bramkarz mógłby sobie poradzić, choć oczywiście w obu przypadkach zawinili głównie obrońcy. Gra nogami nie szła mu też najlepiej, raz wybił piłkę w aut, raz do przeciwnika na swojej połowie. Z pewnością nie pomógł w drużynie w osiągnięciu korzystnego wyniku, InStat dał mu jedną z najniższych not w zespole.

Kacper Skibicki 2 (2,37). Rozumiemy, że Skibicki nie jest bocznym obrońcą i gra w defensywie sprawiać mu będzie problemy. Miał udział przy drugim golu, bo był za wysoko ustawiony przy rozpoczęciu akcji przez Piasta i potem musiał nadrabiać wiele metrów do Kądziora, szans na zablokowanie dośrodkowania już nie miał. Co ciekawe jednak, w obronie, o ile zdążył wrócić, grał i tak nieco lepiej niż w ataku. Skoro do tej pory najczęściej grał jako piłkarz ofensywny, to nie da się usprawiedliwić trzynastu strat piłki i szesnastu niecelnych podań, zwłaszcza na pozycji obrońcy. Gdy młody legionista dostawał piłkę, nawet wchodząc w pole karne, z góry niemal było wiadomo, że akcja zakończy się nieudanym dośrodkowaniem lub niedokładnym podaniem, ewentualnie przegranym dryblingiem. Dwie straty miał też na swojej połowie. Plus można mu dać tylko za akcję z początku meczu, gdy po jego akcji przypadkowo piłka trafiła do Emrelego i Azer obił oba słupki. Trudno nam było też zrozumieć, czemu ustawiał się tak wysoko przy wyprowadzaniu piłki przez Legię, wręcz jak skrzydłowy, co uniemożliwiało potem powrót przy kontrataku. Obrońca powinien przede wszystkim bronić, jeżeli Legia ma grać czwórką z tyłu, to nie mamy przekonania, co do sensu umieszczania Skibickiego na prawej obronie, skoro nawet w kadrze rezerw Legii można znaleźć bardziej doświadczonego zawodnika na tej pozycji.

Mateusz Wieteska 2 (2,71). Zawalił kompletnie pierwszego gola źle ustawiając linię spalonego – albo kryjesz rywala do końca, albo szybciej ustawiasz pułapkę ofsajdową. Pomysły pośrednie niemal zawsze kończą się stuprocentową sytuacją dla rywala. Po wejściu Charatina środkowy obrońca Legii często „miotał się” w defensywie, bo zgranie z kolegami było zerowe, obrońcy dość chaotycznie i bez żadnej współpracy ze sobą atakowali rywali nie przejmując od siebie krycia i się nie asekurując. To Wieteska powinien tą linią obrony kierować, ale nie dał sobie z tym rady, czemu trudno zresztą się dziwić, skoro w obronie grał głównie z nominalnymi pomocnikami, mającymi blade pojęcie o grze w linii przed bramkarzem. Miał tylko kilka udanych interwencji, dwa razy faulował w pobliżu pola karnego, raz przy wyprowadzaniu piłki stracił ją i naraził zespół na kontratak. W końcowej fazie meczu, gdy z boiska zdjęto większość pomocników, sam próbował wchodzić na połowę rywala i przekazywać piłkę napastnikom, dość rozpaczliwy to pomysł na grę. Obrona w niedzielę nie istniała, choć indywidualnie tylko jedna z bramek idzie na konto "Wietesa".

Maik Nawrocki 5 (3,85). Żadna z dwóch pierwszych bramek nie może być przypisana na bezpośrednio na jego konto, podawał dokładnie, w pojedynkach sobie radził bez zarzutu. Należy jednak zauważyć, że przy pierwszym golu mógł zdecydowanie agresywniej zaatakować rywala i utrudnić mu prostopadłe podanie. Dość nieporadna interwencja, do której zmusiła go zła komunikacja z bramkarzem spowodowała kontuzję i minimum miesiąc pauzy. Trudno mieć pretensje do Nawrockiego za taki przebieg meczu, pomimo iż dwa gole dla Piasta padły, gdy był on jeszcze na boisku.

Filip Mladenović 2 (2,44). Serb stara się, biega, jest pod grą i znów niewiele z tego wychodzi. W ofensywie oddał jeden dobry strzał z dystansu i miał jedno dobre prostopadłe podanie na początku meczu i dwa w miarę niezłe dośrodkowania. W defensywie było natomiast bardzo źle, Mladenović zresztą niejednokrotnie pokazywał, że pozycja wahadłowego jest dla niego bardziej odpowiednia niż lewego obrońcy, bo przeciwnicy często mu się urywają. Drugi gol trzeba przypisać głównie na jego konto, miał też udział przy ostatniej bramce, a były jeszcze dwa niepewne zagrania we własnym polu karnym, a także żółta kartka zarobiona po stracie i faulu. Miejmy nadzieję, że po zmianie szkoleniowca Serb nawiąże do zeszłego sezonu, gdy był czołowym zawodnikiem ligi. W Gliwicach wypadł wraz z całą obroną bardzo, bardzo źle.

Bartosz Slisz 2 (2,69). Po nieco lepszym okresie gry Slisza znów mamy dołek. Dużo biega, ale w tym nie ma korzyści dla drużyny, bo ani nie wychodzi mu wspieranie obrony, ani budowanie ataku. Przez pierwszą godzinę miał kto wyprowadzać piłkę od obrońców, więc tragedii wielkiej nie było, ale po zejściu Martinsa wziąć się musiał za to Wieteska, bo Slisz sobie z tym nie radził. Ma swój udział dość znaczny przy czwartym straconym golu, na koniec zarobił żółtą kartkę eliminującą go z kolejnego ligowego meczu. Dramatycznie niska nota od InStatu, od nas nie lepsza, bo był niemal nieprzydatny zarówno w ataku, jak i co gorsza w obronie..

Andre Martins 4 (2,91). Jeśli szukać najlepszych legionistów w pierwszej połowie, to trzeba wskazać na Martinsa. Brak strat mimo wielu kontaktów z piłką, staranne, dokładne wyprowadzanie akcji od tyłu, przeprowadzanie piłki podaniami z obrony pod bramkę przeciwnika i dobra współpraca z Josue i Luquinhasem, ten trójkąt w środku pola wyglądał naprawdę nieźle. Co z tego, skoro obrony w tym meczu nie było, rywale atakowali bokami i środkowi pomocnicy nie bardzo na te stracone gole mogli mieć wpływ. W drugiej połowie Portugalczyk był miej widoczny, ale na zmianę na pewno nie zasługiwał. Jeśli Czesław Michniewicz chciał odrabiać straty ściągając jednego z pomocników, to powinien to uczynić ze Sliszem. Zszedł Martins i budowanie akcji od tyłu się skończyło.

Josue Pesqueira 4 (3,44). Jeden z najaktywniejszych legionistów w niedzielnym meczu, miał zdecydowanie najwięcej kontaktów z piłką. Pierwsza połowa była całkiem niezła w jego wykonaniu, sporo krótkich podań, kilka dłuższych piłek i przerzutów, w tym jedna ładna w pole karne do Luquinhasa, dobry strzał z dystansu, sporo wywalczonych rzutów rożnych. Niestety po zmianie stron z minuty na minutę grał coraz gorzej, to zapewne nie tylko kwestia ubytku sił, ale też zejścia z boiska Martinsa i Luquinhasa, także głowy Josue – mamy wrażenie, że im bardziej drużynie nie idzie, tym bardziej niechlujnie gra Portugalczyk. Dwie bardzo nierówne połowy, ocena słaba, ale i tak, podobnie jak Martins, był w niedzielę jednym z lepszych legionistów.

Luquinhas 4 (3,34). Niezła pierwsza połowa, kilka wywalczonych stałych fragmentów gry, ładna asysta przy golu. Powtórzymy – pierwsza część meczu w wykonaniu portugalsko-brazylijskiego trio środkowych pomocników Legii była całkiem niezła, widać było ruch, szukanie gry i wymiany podań. Po zmianie stron było już dużo słabiej, ale nie na tyle by Luquinhasa ściągać z boiska. Zmiany trenera w niedzielę przynosiły raczej odwrotny skutek do zamierzonego.

Ernest Muci 5 (4,57). Duża ruchliwość przez cały mecz, wychodzenie za linię obrońców, wracanie się po piłkę, gra bez piłki Albańczyka naprawdę mogła się podobać. Dużo gorzej było z piłką przy nodze. Doceniamy świetne wykorzystanie sytuacji podbramkowej (drugiej już nie wykorzystał), ale też ganimy za ogromna liczbę strat i zbyt indywidualną grę. To drugi mecz Muciego w ataku i trzeba przyznać, że jest to ciekawa opcja, jeśli Legia gra dwójką napastników, bo Albańczyk ma niezły strzał, a znacznie gorzej idzie mu w rozgrywaniu piłki i bronieniu, więc największy pożytek z niego jest w polu karnym lub tuż przed nim. Występ mocno przeciętny, ale gdyby obrońcy w niedzielę grali na tym poziomie, co piłkarze ofensywni, Legia tego meczu mogłaby wcale nie przegrać.

Mahir Emreli 4 (3,13). Można załamywać ręce nad sytuacją z początku spotkania, gdy Azer obił dwa słupki, przy dobitce trafiłby w bramkę niejeden z kibiców. Nie należy jednak nie doceniać pracy, jaką Emreli wykonywał w pierwszej połowie, gdy utrzymywał się z piłką tyłem do bramki i wracał się po nią aż pod linię środkową. Ale jeszcze lepiej prezentował się po przerwie, zwłaszcza gdy przeszedł na prawą stronę po wejściu kolejnych napastników. Wchodził w obronę przeciwnika, znów obił słupek, akcja po której Muci mógł strzelić bramkę też była po jego rajdzie. Wytykając brak skuteczności, trzeba jednak jasno przyznać, że nie był to wcale jakiś bardzo zły mecz Emrelego, który bardzo się starał i brał na siebie ciężar gry, zwłaszcza po zejściu Martinsa i Luquinhasa. Azer był w niedzielę jednym z lepszych legionistów, mimo iż gola nie strzelił.

Ihor Charatin 2 (2,91). Skoro w kadrze meczowej nie było rezerwowego obrońcy, nawet z rezerw, to trzeba było postawić tam zawodnika, który o grze na stoperze ma pojęcie znikome. Dopóki akcja była w środku pola, to Charatin w tej strefie potrafił zatrzymywać przeciwnika, jak defensywny pomocnik. Gdy jednak przechodziła pod pole karne Legii, Ukrainiec po prostu „głupiał”. Trzeci gol w całości jego, udział przy czwartym też znaczny, bo nie wyszedł do szarżującego rywala. Nie bardzo wiemy, w jakich okolicznościach miałby się nauczyć właściwego poruszania się bez piłki jako środkowy obrońca, bo to oczywiście szwankowało najbardziej, nie sama walka fizyczna z rywalem. Nie wiemy też, jak miał współpracować z innymi obrońcami, widać było, że każdy z defensorów „gra sobie”, bez żadnej komunikacji i współpracy. Co ciekawe, Charatin ma bardzo dobry bilans wygranych pojedynków, nie miał ani jednej straty i raz tylko faulował przed polem karnym, czyli w kontakcie z rywalem i z piłką przy nodze było całkiem nieźle. Niestety gra bez piłki i czytanie gry były na poziomie katastrofalnym.

Kacper Kostorz 2 (2,87). Pół godziny na boisku, pięć kontaktów z piłką i trzy straty. Napastnik musi się ruszać, szukać gry piłką, a nie tylko snuć się w okolicach pola karnego. Nawet gdy Emreli przeszedł wtedy na bok, na linii pola karnego było trzech napastników i najczęściej wszyscy w jednym miejscu, razem z obrońcami.  InStat dał mu zresztą najgorszą ocenę spośród wszystkich piłkarzy w tym meczu.

Rafael Lopes 3 (2,61). W odróżnieniu od Kostorza Lopes trochę się ruszał, był przy piłce dwa razy częściej niż Kostorz i w dodatku świetnym zagraniem z klepki wypracował stuprocentową okazję Muciemu. To pozwala go ocenić o oczko wyżej niż Polaka, choć oczywiście też jest to ocena bardzo niska.

Najlepszym legionistą niedzielnego meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie wybrali Ernesta Muciego.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

4.57 Ernest Muci

3.85 Maik Nawrocki

3.44 Josue Pesqueira

3.34 Luquinhas

3.17 Kacper Tobiasz

3.13 Mahir Emreli

2.91 Andre Martins

2.91 Ihor Charatin

2.87 Kacper Kostorz

2.71 Mateusz Wieteska

2.69 Bartosz Slisz

2.61 Rafael Lopes

2.44 Filip Mladenović

2.37 Kacper Skibicki

Polecamy

Komentarze (13)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.