News: Grzegorz Szamotulski: Moje życie to spontan

Grzegorz Szamotulski: Moje życie to spontan

Marcin Szymczyk

Źródło: sporteuro.pl

30.04.2015 20:39

(akt. 08.12.2018 00:34)

Kiedy trzeba było pójść w prawo, szedł w lewo. Gdy prosto, skręcał. Często obierał niewłaściwe ścieżki. Gubił drogi w piłkarskim labiryncie. Jego sportowe życie to prawdziwy rollercoaster. Od niedoszłego transferu do Milanu po treningi w podwarszawskim Nadarzynie. Od Morza Północnego po Martwe. Można nazwać go piłkarskim obieżyświatem. A może inaczej – włóczykijem.

16-letni, szerzej nieznany, Grzegorz Szamotulski uczestniczy w swoim premierowym seniorskim treningu Lechii. - Młody! - woła debiutanta kapitan zespołu. - Zostań jeszcze, postrzelamy ci wolne. - Wolne to sobie strzelajcie komu innemu – parska nieopierzony młodziak. Byłeś Wojciechem Pawłowskim lat dziewięćdziesiątych?


- Można powiedzieć, że nie miałem w sobie zbyt wiele pokory. Ciężko powiedzieć czy przez trudny charakter nie dokonałem tego co bym mógł. Być może gdybym był pokorniejszym, w ogóle niczego nie udałoby mi się osiągnąć. Miałem mniejsze lub większe wyskoki. Teraz wspominam je ze śmiechem. Bo też tylko to mi pozostało.


Jak to jest rozegrać najlepszy mecz na sparingu?


- Chodzi wam o spotkanie Dundee-Barcelona? Pamiętam lepszy występ, w młodzieżówce. W Benevento. Graliśmy przeciwko Włochom. Zremisowaliśmy 1:1. Wtedy też mówiło się, że zamurowałem bramkę. Guzik prawda. I w pierwszym, i w drugim przypadku miałem po prostu kupę szczęścia. Bramkarz musi je mieć. Myślicie, że Drągowski z Jagi jest taki dobry? Że potrafi zaczarować bramkę? Nie, ma fart. To kwestia przypadku. Trafiają w niego, jak i kiedyś trafiali we mnie. Przed tym meczem w Benevento na rozgrzewce nie potrafiłem złapać choćby jednej piłki! Później pomogli koledzy z zespołu i fart. Naprawiali moje błędy. Gdy natomiast nie zdążyłem się rzucić, rywale trafiali w słupek. Zobaczcie, że gdy bramkarz nie puszcza gola od x minut, pisze się, że kontynuuje swoją wspaniałą serię. Swoją! Podczas gdy to zasługa całego bloku defensywnego, a często nawet i graczy przednich formacji. Broni cały zespół.

Nazwałbyś siebie mistrzem złych wyborów? Wojciech Łazarek powiedział kiedyś do piłkarza, który nie wykorzystał rzutu karnego: „mogłeś być królem, a jesteś ch...”. Ty też zostałeś ch..., odrzucając ofertę Milanu? Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić.


- To było dawno. Byłem młody. Nie bardzo wiedziałem, w którą stronę się kierować. Nie zaryzykowałem. Nie odpowiadały mi zaproponowane pieniądze, a kilka lat później z pocałowaniem ręki przyjąłem ofertę PAOK-u Saloniki opiewającą na marne 30 tysięcy dolarów więcej w skali roku. Tych złych wyborów trochę było, no ale… Mądry Polak po szkodzie. Chciałbym wierzyć, że w końcowym rozrachunku suma szczęścia i pecha równa się zeru. Że na zawalone bramki przypada tyle samo skutecznych interwencji.


Dzisiaj piłkarze dbają o prezencję, są wymuskani. Kiedyś na zgrupowaniach były fajki, grzałka i gorzałka, dziś - FIFA i Playstation. Znakiem czasów jest zanik integracji?


- Ciężko mi powiedzieć, ponieważ teraz nie funkcjonuję wewnątrz szatni. To znaczy, zajmuję się drugim zespołem, ale tam jest trochę inaczej. Wiem, że Legia stara się dbać o tego typu kwestie. Są wspólne śniadania i obiady, które można nazwać pewnymi formami integracji. Czasami zdarzy się także jakieś wyjście na miasto. O jednym wszyscy wiemy - jak Sagan walił głową w tort. Szkoda, że to wyciekło do mediów. Kiedyś powszechnie praktykowane było tzw. wkupne. Po rundzie szliśmy do jakiejś knajpy i piliśmy. Nie wiem, czy taka zasada dalej obowiązuje.


Nigdy nie dotrwałeś do kultowej rybki u Zbigniewa Robakiewicza. Piłkarze lat dziewięćdziesiątych osiągnęliby więcej, gdyby nie żłopali tyle piwa, ile koń wody?


- Teraz możemy już tylko gdybać, jak mogłyby potoczyć się losy niektórych piłkarzy. Kiedy grałem w Legii, kibice mieli do nas pretensje, że za dużo pijemy, a teraz wspominają nas z rozrzewnieniem. Dzisiejsze pokolenie jest dużo bardziej świadome. Mają cały sztab ludzi, którzy pomagają im kontrolować swój organizm. Gdziekolwiek nie występowałem, tam zawsze raz na jakiś czas szliśmy na jakieś piwo. To było normalne. Ale czasy się zmieniły. Kiedyś było inaczej.


Znasz słowa „Niepokonanych” Perfectu?


- Tak, znam.


Nie masz wrażenia, że nie do końca wiedziałeś, kiedy zejść ze sceny? Końcówka Twojej kariery to rozmienianie się na drobne. Najboleśniej przekonałeś się o tym na Słowacji w Dunajskiej Stredzie, dokąd na mecze dojeżdżałeś… z Polski.


- Dokładnie, na Słowacji dobitnie to odczułem. Myślałem, że dam radę, ale w końcu odpuściłem. Pamiętam przełomowy moment. Chłopaki, krótko mówiąc, postanowiły sprzedać mecz. W takim spotkaniu jeszcze nigdy nie grałem. Już na samym początku dostałem „swojaka”. Jadą z tobą jak z furą gnoju i nic nie możesz z tym zrobić. Dostaliśmy chyba „siódemkę”. Dwie minuty do końca, a gość, który jest zamieszany w ustawienie tego meczu, krzyczy, żebym szybciej wybił piątkę. Chciałem zagrać na czas, żeby nie wpadło więcej goli, a on się na mnie wydzierał. Kabaret.


Jak poszedłem do Korony, to jeszcze nie chcieli mi wydać dokumentów. A najlepsze jest to, że ja tam i tak grałem bez umowy. Zrobili mi zdjęcie przy ścianie telefonem komórkowym i wysłali papiery do federacji. Nie wiem, w jaki sposób udało im się mnie zgłosić.


Jaka przyszłość czeka Grzegorza Szamotulskiego? Obecnie jesteś trenerem w akademii Legii. Masz ambicje, aby pójść gdzieś wyżej?


- Nie myślę o tym. Życie nauczyło mnie jednego: nigdy niczego nie można być pewnym. Nie wiem nawet, czy bezpiecznie wrócę do domu. Może zaliczę zaraz na jezdni jakiegoś „dzwona”? Kiedyś, jak jeszcze byłem piłkarzem, stawiałem sobie jasno określone cele. Ale i tak nic z tego nie wychodziło. Nie chcę niczego planować. Liczy się tylko to, co jest tu i teraz. Spontaniczne imprezy zawsze wychodzą najlepiej. A moje życie to w pewnym sensie właśnie taka impreza. Pełny spontan.


Zapis całej rozmowy z Grzegorzem Szamotulskim można przezcytać w serwisie sporteuro.pl

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.