Paweł Wszołek

Paweł Wszołek: Twardo stąpam po ziemi

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Sekcja Piłkarska, Sport.pl

17.07.2020 12:50

(akt. 17.07.2020 20:16)

- Uważam, że nie zrobiłem kroku w tył, lecz do przodu. Trafiłem do drużyny, która zawsze walczy o najwyższe cele i ma aspiracje do gry w europejskich pucharach. Nie będę ukrywał - chciałem coś w życiu zdobyć i wiedziałem, że jak trafię do Legii, to się uda - opowiadał w Sekcji Piłkarskiej Paweł Wszołek, pomocnik Legii Warszawa.

Smak tytułu i kryzys wyników

- Jak smakował tytuł? To moje pierwsze mistrzostwo w karierze. Piękne przeżycia, chwile. Myślę, że tak naprawdę dopiero w najbliższą niedzielę, gdy dostaniemy medale, w pełni będę to odczuwał. Wspaniałe momenty. Po to trenujemy i gramy w piłkę, żeby przeżywać takie chwile. 

- Jak tłumaczyć kryzys wyników, który poprzedził przypieczętowanie mistrzostwa? Obiektywnie – myślę, że nikt nigdy nie zmagał się z taką sytuacją, jaka dotknęła wszystkich ludzi, sportowców, nie tylko piłkarzy. I tak naprawdę była jedna wielka niewiadoma. Nie ma co ukrywać, że przez okres, w którym siedzieliśmy w domu, mieliśmy rozpiski i byliśmy w stałym kontakcie z trenerami. Jak byliśmy w przysłowiowym gazie, mieliśmy dobrą formę, to liga została przerwana na trzy miesiące. Na pewno było widać – jak treningi odbywały się przez Internet – że każdy daje z siebie wszystko. Gdy wróciliśmy, można było dostrzec, że chłopaki przetrenowali ten okres. Mimo że to była nowość i zarazem wielka niewiadoma. Na początku też nie było pewne czy rozgrywki zostaną do końca wznowione. Były testy, obawy. Osobiście uważam, że bardzo dobrze rozpoczęliśmy zmagania po pandemii. Graliśmy bardzo dobrze, konsekwentnie. Sądzę, iż nie mieliśmy dużego kryzysu, poza wynikami. Nie ma co ukrywać, że obojętnie na jaki stadion jedziesz, to każdy chce wygrywać z Legią, wbić szpilkę. Być może w ostatnich spotkaniach zabrakło rezultatów. Gdybyśmy wygrali z Piastem i zdobyli mistrzostwo na cztery kolejki przed końcem, to nikt by o tym nie mówił. Ale nagle przytrafiły się dwa remisy, być może słabsza pierwsza połowa przy Bułgarskiej z Lechem, lecz w drugiej pokazaliśmy jakość. Był to trudny okres, w którym mogło się nasilić zmęczenie - ponieważ nie jesteśmy robotami – kontuzje, i tak dalej. Uważam, że i tak cały czas pokazaliśmy jakość. Możliwe, że miała miejsce jedna słabsza połowa albo mecz, ale to nie znaczy, że byliśmy w głębokim kryzysie. W szatni było widać, że mamy cele.

- Uważam, że wszyscy zawsze oceniają przez pryzmat wyników. Nie chcę nikomu ubliżyć, nie chcę, żeby ktoś mnie źle zrozumiał, lecz szczególnie w Polsce tak jest, to nasza mentalność. Zagrasz jeden słabszy mecz, połowę, nie wygrasz dwóch meczów z rzędu, to wszyscy mówią, że jesteś słabą drużyną, słabym zawodnikiem. Nie patrzą na to, jak grałeś przez cały sezon. Tak samo na to, ile masz punktów przewagi. Gdy jesteś Liverpoolem, Manchesterem United czy Bayernem to też masz prawo mieć słabszy dzień. Budujące było to, że w każdym meczu, treningu można było widać charakter. Nawet gdy przegraliśmy z Lechem czy z Cracovią, widziałem tą samą mentalność, o której sobie przypominamy i przypomina nam przede wszystkim sztab, trenerzy. Każdy idzie w jednym kierunku. Wsiedliśmy do jednego pociągu. Cały czas nim jedziemy i nikt nie wysiada. Czas pokazał, że mamy mistrzostwo Polski. Przydarzył się słabszy mecz w Krakowie, po którym odpadliśmy w półfinale PP. Uważam, że sezon był bardzo dobry. Być może w spotkaniu z Cracovią zabrakło nam trochę szerszej kadry, ale nie chcę mówić, co było. Liczy się to, co tu i teraz. W tym momencie jesteśmy mistrzami kraju. Uważam, że zapewniliśmy to sobie w bardzo dobrym stylu. A to, że był jeden słabszy mecz, to zdarza się każdemu. To są moje odczucia.

Co najbardziej zabolało podczas sezonu?

- Nie podoba mi się to, że jak zagrasz słabszy mecz, to zaraz wszyscy wyzywają cię od nieudaczników. To jest bardzo słabe. Ludzie nie patrzą na to, że czasami inne rzeczy mogą mieć na to wpływ, czy słabszy dzień. Nie zwraca się uwagi na to, że w każdy mecz wkładasz 100 procent zaagażowania. Z kolei gdy przegrasz mecz, zagrasz słabszą połowę i słyszysz: „Oo, są fatalni”. To jest słabe. Grając w Anglii – może jeden powie, że to szalone, a drugi, że nie – jak zrobisz dobry wślizg i kibice zauważą twoje zaangażowanie, to będą bić brawo. Słabe jest to, że praktycznie każdy w Polsce życzy źle Legii. Ale trzeba szanować i pamiętać o prawdziwych kibicach, ludziach, którzy są na dobre i na złe. To dla nich wychodzimy na boisko, dajemy z siebie wszystko w każdy meczu i to zaprocentowało. Ale nie chcę już oceniać, bo to nie jest najważniejsze. Liczy się to, że jesteśmy bardzo dobrą drużyną, jesteśmy ze sobą na dobre i na złe. Idziemy w dobrym kierunku. Mamy takie stery i ludzi, że po prostu nic tylko trenować i się rozwijać. Mamy super chłopaków, drużynę – mogę to powtarzać za każdym razem. I będę zawsze powtarzał. To dla mnie zaszczyt, że wróciłem do Polski i jestem w takiej szatni. Mamy prawdziwą szatnię, a to jest na pewno klucz do tego, żeby osiągać wyniki.

Spokojny o rezultaty

- Od maja do września, gdy byłem bez klubu, ciężko trenowałem. Gdy przychodziłem do Legii, oglądałem na żywo mecz z Rangers FC. Było widać wielką jakość w zespole, legioniści też już grali co trzy dni. Szczerze? Byłem spokojny, że zaraz przyjdą wyniki. Być może rezultaty nie przekładały się na początku na punkty, lecz byłem spokojny. Od pierwszego treningu, jak widziałem tych zawodników, to byłem pewny, że prędzej czy później zaczniemy punktować, i tak było. Po meczu z Lechem (2:1 – red.) zaczęliśmy regularnie zdobywać punkty. Przyszła świeżość i poniekąd uśmiechnęło się do nas szczęście, które jest ważne w piłce i w życiu. Ale myślę, że zasłużyliśmy na szczęście, poprzez pracę, którą wykonywaliśmy odkąd tutaj przyszedłem. Ale wiem, że na pewno było tak też wcześniej.  

Krok w przód

- Uważam, że nie zrobiłem kroku w tył, lecz do przodu. Trafiłem do drużyny, która zawsze walczy o najwyższe cele i ma aspiracje do gry w europejskich pucharach. Nie będę ukrywał - chciałem coś w życiu zdobyć i wiedziałem, że jak trafię do Legii, to się uda.

- Dlaczego np. Bartosz Kapustka miałby wrócić do ekstraklasy, czy doradziłbym mu powrót? Na pewno nie ma się czego obawiać. Uważam, że nasza liga idzie do przodu, bardzo się rozwija. Są tutaj kluby, które mają jakość i mogą godnie reprezentować Polskę w pucharach. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Sądzę, że czasami warto wrócić do swoich korzeni, żeby się odbudować. Oczywiście nie wracałem do kraju, żeby się odbudować, bo grałem regularnie w Championship czy wcześniej w Hellasie Verona. Ale wiedziałem, że chcę spróbować czegoś nowego. Przytrafiła się oferta z Legii. Wiedziałem, że jest tutaj drużyna z dużą jakością. Tak jak powiedziałem wcześniej – domowy mecz z Rangers FC utwierdził mnie w tym przekonaniu. Wiedziałem, że jest tutaj wielu świetnych piłkarzy. To był jeden z moich lepszych wyborów w życiu. Jestem szczęśliwy, że się tutaj znajduję – zapewnia piłkarz.

- Co będzie dalej? Czas pokaże. Został mi jeszcze rok kontraktu, bodajże niecały. W tym momencie jestem szczęśliwy i patrzę tu i teraz.

Trener

- Znałem trenera Aleksandara Vukovicia jeszcze z boisk ekstraklasy. Wiedziałem, że to człowiek charakterny, ciężko pracujący. Uważam, że – w życiu jak i w sporcie, czy jako piłkarz, trener – jak masz charakter, jesteś w stanie robić wielkie rzeczy i osiągać sukcesy. Od samego początku było widać, że szkoleniowiec ma charakter, jest sprawiedliwy. Za każdego z nas wskoczyłby w ogień. Wie kiedy użyć charakteru, uderzyć ręką w stół. Ze swojego punktu widzenia wiem, że czasami były momenty, gdy trzeba było coś mocniejszego powiedzieć w moim kierunku. I trener to mówił. Były też chwile, w których potrzebowałem wsparcia i też je otrzymywałem. Trener potrafi wyczuć, kiedy powinno być ostrzej, a kiedy trzeba wyluzować. Uważam, że to jest ważne. Bo nie ukrywajmy, że trener to – można powiedzieć – szef całej drużyny. Gdy potrafi rozróżnić takie rzeczy, to myślę, że piłkarz czuje się bardziej pewnie i może dać z siebie jeszcze więcej.

Kadra

- Radosław Gilewicz, asystent Jerzego Brzęczka, powiedział, że jestem obserwowany? Od dłuższego czasu nie czytam mediów. Chyba że coś mignie mi na Facebooku. Bo czytam też na Instagramie jakieś rzeczy. Wiadomo, trzeba komunikować się z przyjaciółmi w jakiś sposób. Czasami ktoś coś podeślę. Tak jak mówię – staram się na tym nie skupiać. Miło, że selekcjoner czy asystent selekcjonera zauważyli moje nazwisko, ale nie myślę o tym. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Twardo stąpam po ziemi, życie mnie tego nauczyło. Jestem szczęśliwy, że jestem w Legii. Po raz kolejny powtórzę, że w tym momencie Legia to moja reprezentacja. I tutaj daję z siebie wszystko: z meczu na mecz, z dnia na dzień. A wierzę w to bardzo – bo nie ukrywam, iż jakieś marzenia są – że poprzez dobrą grę w klubie, przyjdzie czas, żeby realizować marzenia i cele. Każdy wie o co chodzi.

Polecamy

Komentarze (23)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.