Domyślne zdjęcie Legia.Net

Łukasz Surma: Nie dałem się sprowokować

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

04.10.2010 12:28

(akt. 15.12.2018 11:55)

W sobotę kibice Legii wznieśli wiele okrzyków skierowanych pod adresem Łukasza Surmy i nie należały one do miłych. - Pilnowałem się, by nie dać się sprowokować. To były dla mnie duże emocje. Zawziąłem się, by im pokazać, że sobie poradzę, że umiem grać pod presją. Kiedyś w Ruchu kibice rywali na każdym meczu wyzywali Mariusza Śrutwę. Chyba dlatego, że był wyrazisty. Przyglądałem się wtedy Mariuszowi. Po nim to spływało. Mówił: "E, dobrze, że krzyczą, chyba znowu coś strzelę" - opowiada Surma w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

Jaki powinien być lider zespołu?

- Rolę lidera odbieram inaczej, niż większość osób związanych z piłką. U nas za charyzmatycznego uważa się tego, który błyszczy w mediach. Mówi dużo i nie patrzy na konsekwencje, jakie niesie to dla kolegów z drużyny. To nie ma nic wspólnego z charyzmą, z odpowiedzialnością. Liderem nie jest ten, kto głośniej krzyknie. Przywódca nie musi być widoczny. On jest, po prostu jest. O Jacku Zielińskim, tym z Legii, mówili, że nie ma charyzmy, że na boisku jest spokojny. A to był gość, za którym wskoczyłbym w ogień. U nas kibice mówią: "Ty, jak ten może być kapitanem, jak on na nikogo się nie drze?". Bzdura. Na boisku jest już za późno, żeby na kogoś krzyczeć.

Jak powinien zareagować lider drużyny, który widzi, że współpraca drużyny z trenerem się nie układa?

- Czy ma prawo prosić prezesa klubu o interwencję? Prezesa? Podkablować, tak za plecami? Nie. jeżeli jest kozakiem, powinien iść do trenera i powiedzieć mu w oczy, że drużyna jest niezadowolona. Tak rozumiem rolę lidera.

Kiedyś piłkarze kojarzyli się z twardzielami. Ci dzisiaj są tacy zniewieściali.

- Być może wynika to z warunków, jakie wtedy mieliśmy. Pamiętam zgrupowania w latach 90. Pierwsze w górach. Bez piłek. Drugie też w górach. Też bez piłek. Bieganie w śniegu po pas przez dwa tygodnie. Można było zwariować, każdy musiał się narypać chociaż raz. Wchodziliśmy na Kasprowy Wierch. Bezsens totalny. Ten, kto odmówiłby wyjścia, dziś byłby wygrany i może nie miał pogiętego krzyża. Ale nikt nie odmawiał, jako 18-letni szczawik myślałem tak: "Wejdę na Kasprowy i będę fajnie grał w piłkę", jedynym plusem takich wyjść była integracja zespołu. Zanikał podział na młodego czy starego, szliśmy ramię w ramię. Teraz polskie zespoły jadą do Turcji lub na Cypr i jest elegancko. Jak słyszę młodszych kolegów, jak jest ciężko, to mówię, żeby mnie nie rozśmieszali. Dziś to jest bułka z masłem. I dobrze. Przynajmniej wydłuża się kariery tym chłopakom. Tam na górze każdy nabywał charakteru. A teraz młodzi gdzie mają go zdobyć? Grając na play-station?

Piłkarz Legii rzucił szkołę, bo mu kolidowała z graniem na konsoli.

- Nie mogę pojąć tego, że ktoś ma 20 lat i większość czasu spędza pstrykając na joysticku. Nie potrafię tego zrozumieć.

Rozmawiał: Łukasz Olkowicz

Zapis całej rozmowy z byłym kapitanem Legii Warszawa można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego". 


 

Polecamy

Komentarze (37)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.