24 kwietnia 24.04

Grano dzisiaj (24.04). Rewanż z Manchesterem United

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net, Księga Stulecia Legii Warszawa

24.04.2024 06:00

(akt. 22.04.2024 22:16)

Dwudziestego czwartego kwietnia legioniści grali 17-krotnie. Zwyciężyli 7 razy, 5 meczów zremisowali, a 5 przegrali. Tego dnia m.in. wywalczyli mistrzowski remis w Krakowie, zdobyli Puchar Polski i rywalizowali z Manchesterem United na Old Trafford.

Ostatni raz Legia grała 24 kwietnia 2 lata temu. Wówczas przegrała na wyjeździe 1:3 z Pogonią Szczecin w 30. kolejce Ekstraklasy. Po pierwszej połowie utrzymywał się remis (1:1), ale "Portowcy", którzy od 53. minuty grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Benedikta Zecha, zdobyli 2 bramki w krótkim odstępie czasu i pokonali stołeczny zespół.

– Po nie najlepszym starcie zaczęliśmy lepiej kontrolować to, co się dzieje i wyrównaliśmy. Potem pojawił się duży moment dobrej gry. Uważam, że z początkiem drugiej połowy wyglądało to tak, że strzelenie gola na 2:1 było kwestią czasu. Gdy czerwoną kartkę otrzymała Pogoń i mieliśmy przewagę nawet przy 11 na 11, to pomyślałem sobie: "Poczekam jeszcze z ofensywną zmianą, aby dorzucić coś do naszej gry". Skoro przeważaliśmy, gdy miejscowi rywalizowali w komplecie, to tym bardziej powinno być to widoczne przy 11 na 10. Ale później zaczęliśmy popełniać jakieś zupełnie niezrozumiałe błędy w rozegraniu, a przede wszystkim w obronie, podarowaliśmy bramkę i nakręciliśmy drużynę spętaną, zestresowaną, czekającą na wyrok. Daliśmy jej drugie życie. A kontra na 3:1 dla "Portowców" znacząco utrudniła sprawę – mówił po meczu w Szczecinie ówczesny trener Legii, Aleksandar Vuković.

PORAŻKA W POZNANIU

Pięć lat temu "Wojskowi" przegrali w Poznaniu z Lechem (0:1). Jedynego gola – w 81. minucie – strzelił Filip Marchwiński z rocznika 2002. Miroslav Radović rozegrał wtedy 389. oficjalny mecz w Legii, dzięki czemu przegonił w liczbie występów Kazimierza Deynę i zajmuje 3. miejsce w klasyfikacji, za Lucjanem Brychczym i Jackiem Zielińskim. Zdjęcia można obejrzeć TUTAJ.

– Wykreowaliśmy więcej okazji strzeleckich, ale zawiodła nas skuteczność. Tym bardziej szkoda, bo mieliśmy kilka naprawdę groźnych szans, które przy odrobinie precyzji powinny wylądować w siatce. Podwójnie boli nas strata punktów. Co innego gdybyśmy zagrali źle, byli znacznie gorsi. Tak jednak nie było – opowiadał Inaki Astiz.

DOMINACJA W FINALE

Nieudana końcówka sezonu 2011/2012 była tym bardziej zaskakująca, że Legia w świetnym stylu wygrała finałowy mecz o Puchar Polski z Ruchem Chorzów (3:0). Żartowano, że "Niebiescy" nie przyjechali do Kielc, bo warszawiacy kompletnie ich zdominowali, nie przemęczając się, strzelili 3 gole i 15. raz w historii sięgnęli po trofeum.

Pierwszą bramkę zdobył Danijel Ljuboja, drugą Radović, a wynik ustalił – na początku drugiej połowy – Michał Żyro, który wcześniej kilka razy spudłował. I tak był bohaterem, bo asystował przy golach kolegów. – Wróciłem po kontuzji, wypocząłem i czułem się bardzo dobrze – mówił zawodnik. Co więcej, Radović przełamał serię 23 godzin bez gola, na trafienie – do momentu spotkania z chorzowianami – czekał 1390 minut.

"NAJWAŻNIEJSZY GOL W KARIERZE"

Legia pojechała do Krakowa na mecz z Wisłą osłabiona brakiem kontuzjowanych Bartosza Karwana i Sylwestra Czereszewskiego. Przy bramie wjazdowej autokar z "Wojskowymi" został obrzucony kamieniami. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Na boisku – 24 kwietnia 2002 roku – legioniści przetrwali zaledwie 80 sekund. Wtedy Tomasz Frankowski oszukał Marka Jóźwiaka i efektownym "szczupakiem" pokonał Radostina Stanewa. Nerwy powodowały, że stołeczna drużyna nie mogła złapać odpowiedniego rytmu. Miała trochę szczęścia, bo Frankowski spudłował w idealnej sytuacji, nie trafił do pustej bramki.

Po przerwie nastąpiła pobudka, Legia przejęła inicjatywę. Czas upływał, w końcu nadeszła 69. minuta. Nieco przypadku przy zagraniu Aleksandara Vukovicia i piłka odbita od Kazimierza Moskala trafiła do Stanko Svitlicy. Serb popędził na bramkę, przerzucił futbolówkę nad wychodzącym Ivanem Trabalikiem, na stadionie przy Reymonta zapanowała grobowa cisza. Słychać było tylko wiwaty z sektora kibiców "Wojskowych", w którym zasiadło 300 osób. Kiedy sędzia zakończył spotkanie (1:1), uradowani piłkarze podbiegli do nich, wzięli w ręce flagi na kijach i paradowali po murawie. Do mistrzostwa brakowało punktu w dwóch meczach, a to oznaczało jedno – berło i korona wracają do stolicy.

– To najważniejszy gol w mojej karierze. Kiedy wbiegliśmy z flagami na murawę, czułem się tak, że nie jestem w stanie tego opisać. To są barwy, a za barwy życie można oddać – radował się Svitlica. – Oglądałem na wideo mecz, po którym piłkarze Wisły świętowali z flagą zdobycie mistrzostwa na naszym stadionie. Marzyłem, że my zrobimy tak samo na ich obiekcie. Udało się, bo chociaż brakuje nam punktu, to jestem spokojny. Jestem tu przyjmowany lepiej niż w Belgradzie. Pozdrawiam kibiców, bardzo im dziękuję. Przepraszam, ale jestem wzruszony – mówił "Vuko". – Nareszcie! Długo czekaliśmy na taki moment. Zbyt długo. Jestem szczęśliwy i pewien, że nikt nam tytułu już nie odbierze – dodawał Jacek Magiera. – Gratuluję Legii. Myślę, że nie uda się już wydrzeć jej mistrzostwa, a właściwie Legia go nie odda. Warszawianie mają w tej rundzie sporo szczęścia, ale też umieją mu pomóc, grając bardzo dobrze – stwierdził Henryk Kasperczak, szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" ("Nasza Legia", 18/2002).

Brakujący punkt został zdobyty w domu, przy Łazienkowskiej. Czternaście tysięcy ludzi przybyło na stadion świętować odzyskanie mistrzostwa Polski. Jóźwiak rozgrywał 200. mecz w barwach Legii, dostał oklaski i kwiaty, ale na wielką zabawę trzeba było poczekać około 2 godzin.

Legioniści grali ostrożnie, wiedzieli, że remis w zupełności wystarcza. Mecz był nudny, ale na trybunach nikogo to nie obchodziło. Odliczali czas i nie mogli się doczekać chwili, w której kapitan Cezary Kucharski uniesie mistrzowską paterę. Parę tygodni później warszawiacy zdobyli drugi skalp – Puchar Ligi.

PUCHAR ZDOBYWCÓW PUCHARÓW

W półfinale PZP w sezonie 1990/1991 Legia trafiła na Manchester United. Zaczęło się świetnie. W pierwszym meczu postawiła się silniejszym przeciwnikom, nie zamierzała poddać się bez walki. Stadion eksplodował, kiedy Jacek Cyzio po podaniu Leszka Pisza zdobył bramkę. Wydawało się, że piękny pucharowy sen może trwać, ale szybko nastąpiła pobudka. Arkadiusz Gmur przebiegł całe boisko, by pogratulować strzelonego gola swojemu szwagrowi. Za wszelką cenę chciał wyściskać Cyzia, ale nie zdążył wrócić na swoją pozycję.

Manchester szybko rozpoczął od środka, kilka podań, centra, błąd Zbigniewa Robakiewicza i za sprawą Briana McClaira padło wyrównanie. Szczęście trwało 50 sekund. Jeszcze przed przerwą nie popisał się Marek Jóźwiak, który stracił piłkę na własnej połowie i musiał faulować Marka Hughesa biegnącego w kierunku bramki Legii. Złapał go za koszulkę, ten upadł, a sędzia ukarał Polaka czerwoną kartką. Jóźwiak miał niesamowitego pecha. Przez lata takie faule taktyczne były karane żółtą kartką. Dosłownie kilka dni przed spotkaniem z "Czerwonymi Diabłami" zmieniono wytyczne. Popularny "Beret" był pierwszym zawodnikiem, którego objęły nowe przepisy.

Osłabiona Legia, nie dość, że w dziesiątkę, to grająca jeszcze bez pauzującego Macieja Szczęsnego i kontuzjowanych Krzysztofa Budki i Dariusza Kubickiego, nie miała szans na wywalczenie choćby remisu. Po przerwie bramki zdobyli Mark Hughes Steve Bruce, a losy rywalizacji w zasadzie zostały rozstrzygnięte. Stanęło na wyniku 3:1 dla rywali. 

– Dziękujemy Ci Legio – pisał "Przegląd Sportowy" na pierwszej stronie po rewanżu na Old Trafford, który rozegrano 33 lata temu. Dzień przed meczem Wojciech Kowalczyk obchodził imieniny, ale jak zapowiedział, uroczystości z nimi związane przenosi na środę, a najlepszym prezentem będzie zdobyta bramka.

O tym, jak wysoko wisiała poprzeczka, świadczyły statystyki. "Czerwone Diabły" nie przegrały na własnym stadionie w europejskich pucharach od 35 lat – z 46 spotkań wygrały 37, a 9 zremisowały. Trybuny, jak zawsze na Wyspach Brytyjskich, wypełniły się po brzegi. Lee Sharpe pokonał Zbigniewa Robakiewicza, a kibice spoglądali na boisko z nadzieją na kolejne bramki. "Robak" bronił jednak wyśmienicie. Prezent imieninowy w końcu sprawił sobie Kowalczyk. Ograł Gary’ego Pallistera, pomknął na bramkę Gary’ego Walsha i sprytnym strzałem między nogami Anglika posłał ją do siatki. Niespełna 45 tys. widzów ucichło w tej jednej chwili, z niedowierzaniem patrząc, jak drużyna z Polski, w koszulkach z białym "ekranem" na klatce piersiowej, zasłaniającym niezgodną z przepisami UEFA reklamę, remisuje 1:1 z ich ukochanym Manchesterem. Tego wyniku Legia nie dała już sobie wyrwać. I choć odpadła z rywalizacji, śmiało można powiedzieć, że odniosła sukces zdecydowanie ponad stan.

A United, po wyeliminowaniu warszawiaków, trafił w finale na Barcelonę, z którą Legia tak dzielnie walczyła rok wcześniej. Anglicy wygrali 2:1 i zdobyli Puchar Zdobywców Pucharów. Znakomita postawa Legii, co warto podkreślić, przyniosła dużą korzyść polskiemu futbolowi. Dzięki 1/2 finału PZP osiągniętemu przez stołeczny zespół odzyskaliśmy jedno miejsce w Pucharze UEFA i znowu mogliśmy wystawić dwie drużyny. Niestety, Legia na kolejny start musiała czekać 3 lata.

REPREZENTACYJNY DEBIUT DEYNY

Dwudziestego czwartego kwietnia 1968 roku reprezentacja Polski w towarzyskim meczu rozegranym w Chorzowie rozgromiła Turcję 8:0. Hat-trickami w tym spotkaniu popisali się Eugeniusz Faber i Włodzimierz Lubański, a po jednym trafieniu dorzucili Bronisław Bula Janusz Żmijewski.

W biało-czerwonych barwach zadebiutowało wtedy czterech piłkarzy: Bula, Deyna, Waldemar Folbrycht oraz Zygmunt Maszczyk. Dla Deyny był to początek wielkich sukcesów. Z orłem na piersi zdobył m.in. mistrzostwo i wicemistrzostwo olimpijskie (1972, 1976) oraz medal mistrzostw świata (1974).

NIE DALI SZANS

Dokładnie 69 lat temu piłkarze CWKS nie dali szans Ruchowi Chorzów, wygrywając gładko na Stadionie WP 3:0 po grze, którą prasa określiła mianem koncertowej. Wówczas, po raz pierwszy w historii, klub ze stolicy kraju sięgnął po mistrzostwo oraz Puchar Polski.

PODTRZYMANIE PASSY

Zwycięska passa "Wojskowych" na początku rozgrywek ligowych w 1932 roku trwała, choć w meczu z beniaminkiem z Siedlec, drużyną 22 pułku piechoty, długo pachniało sensacją. Legia, grając w kombinowanym składzie z Józefem Kuberą zamiast Alfreda Nowakowskiego, 24 kwietnia odniosła skromne zwycięstwo 1:0 po golu strzelonym przez Henryka Martynę z rzutu wolnego dopiero kwadrans przed końcem spotkania.

Trzeba jednak dodać, że siedlecki zespół na starcie sezonu był drużyną nieobliczalną, potrafiącą zarówno wygrać z silnymi przeciwnikami, jak i przegrać ze słabeuszem. Prowadzony silną ręką przez kpt. Kazimierza Hozera klub bez problemów awansował do ligi i zapowiadał się na czarnego konia rozgrywek. Tragiczny wypadek twórcy drużyny 22 pp, do którego doszło w czerwcu, zachwiał jednak karierą tego wojskowego klubu.

MECZE LEGII Z 24 KWIETNIA:

Mecz

Sezon

Strzelcy

Pogoń Szczecin – Legia Warszawa (3:1)

2021/2022

Dąbrowski (sam.)

Lech Poznań – Legia Warszawa (1:0)

2018/2019

 

Ruch Chorzów – Legia Warszawa (0:0)

2014/2015

 

Legia Warszawa – Ruch Chorzów (3:0)

2011/2012

LjubojaRadovićŻyro

Wisła Kraków – Legia Warszawa (1:1)

2001/2002

Svitlica

GKS Bełchatów – Legia Warszawa (1:2)

1998/1999

Śrutwa II

Legia Warszawa – Lechia Gdańsk (4:0)

1995/1996

Mięciel III, Wieszczycki

GKS Katowice – Legia Warszawa (0:0)

1992/1993

 

Manchester United – Legia Warszawa (1:1)

1990/1991

Kowalczyk

Widzew Łódź – Legia Warszawa (2:1)

1982/1983

Buncol

Legia Warszawa – ŁKS (4:0)

1981/1982

TopolskiKustoBuncolMiłoszewicz

ŁKS – Legia Warszawa (1:0)

1973/1974

 

Szombierki Bytom – Legia Warszawa (2:1)

1965/1966

Stachurski

Legia Warszawa – Ruch Chorzów (3:0)

1955

Pol II, Kowal

Polonia Bytom – Legia Warszawa (0:3)

1949

CyganikSąsiadekOprych

Legia Warszawa – 22 pp Siedlce (1:0)

1932

Martyna

TKS – Legia Warszawa (2:2)

1927

PrzeździeckiŁańko

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.