Czesław Michniewicz

Czesław Michniewicz: Mam 50 lat i nie mam czasu by czekać na sukcesy

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: TVP Sport

26.11.2020 20:10

(akt. 27.11.2020 09:11)

- Nie może być tak, że jeden wsiada na rower i pedałuje, a drugi siedzi na bagażniku i czeka aż go zawiozą na górę. Wszyscy muszą pedałować. Kto nie pedałuje ma ze mną problem, a ja z nim. Mam 50 lat i nie mam czasu czekać na sukcesy, muszę je mieć tu i teraz. Czas nie stoi w miejscu - mówi trener Legii Czesław Michniewicz w rozmowie z TVP Sport.

- Covid nie omija piłkarzy Legii i naszego klubu. Dbamy o to, by minimalizować ryzyko zakażeń, by nie dochodziło do przykrych niespodzianek. Regularnie wykonujemy badania, ankietujemy się codziennie – lekarz nam o tym przypomina. Zawodnicy nie przebierają się w szatniach, tylko każdy w swoim pokoju – chcemy unikać kontaktów w małych przestrzeniach. Zrezygnowaliśmy z odpraw grupowych, co dla trenerów jest prawdziwą traumą – bo na tych odprawach wiele zyskiwaliśmy, tłumaczyliśmy zawodnikom co trzeba robić, jak i dlaczego. Spotykamy się bezpośrednio na boisku. Posiłki jemy osobno, sztab o innej porze, zawodnicy o innej – chodzi o to by były między nami większe przestrzenie. Ale ciężko jest tego uniknąć. Zbigniew Boniek był zakażony, nasz prezydent Andrzej Duda również – a przecież oni bardzo się tego wystrzegali. To pokazuje, że każdego z nas może to dotknąć.

- Wypowiedź po meczu z Wartą? Zawsze jestem szczery, choć wiem, że czasami to nie popłaca. Powiedziałem skrótowo to, co powiedziałem, mogłem bardziej się rozwinąć i powiedzieć więcej szczegółów. Tak się nie stało, ale tam nic złego się nie wydarzyło – ani dla nas, ani dla graczy Warty. Wszyscy są zdrowi, a dla mnie oprócz tego najważniejszy jest fakt, że punkty przyjechały do Warszawy. Dziś każde słowo może być wykorzystane na różne sposoby – w takich żyjemy czasach, takie są okoliczności. Nikomu nie chciałem zaszkodzić, ani nikogo obrazić. Pamiętam jak po meczu wieczorem zadzwonił do mnie prezes Dariusz Mioduski i zapytał jak się czuje człowiek, który wygrał 3:0 a jest najbardziej krytykowanym facetem w kraju? Odpowiedziałem, że tak sobie bo dotarło do mnie, że zrobiło się spore zamieszanie. Podziękowałem za wsparcie i trzeba iść do przodu. Legia jest takim klubem, że cokolwiek się nie powie, jest to rozkładane na czynniki pierwsze. Uczę się tego. Pracowałem w wielu klubach, w reprezentacji młodzieżowej, ale Legia pod tym względem jest czymś zupełnie innym. Najlepiej się więc wypowiadać bardzo treściwie i zarazem krótko, by nie było dwuznaczności. Póki co unikam mediów, staram się skoncentrować na pracy w klubie. Obronię się tylko tym, co piłkarze pokażą na boisku.

- Czego brakuje Legii bym mógł powiedzieć, że tak mamy grać zawsze? W każdym meczu pokazujemy elementy, które mogą się podobać. Pokazujemy tych elementów coraz więcej. Kiedyś mądry trener powiedział, że by oceniać jakąś drużyną jako moja, potrzeba czterech okienek transferowych. Zdaje sobie sprawę, że nikt mi na to nie pozwoli, bym przez cztery okienka budował sobie zespół, bym mógł powiedzieć, to jest moja drużyna. W Legii liczy się tu i teraz, wczoraj podjąłeś pracę, a jutro już trzeba mieć wyniki. Jestem świadomy tego, gdzie trafiłem, jakie są możliwości ale i tego jakie są konsekwencje. Tu wszystko dzieje się szybko. Dziś wygrałeś, jest fajnie. Jutro przegrasz i fajnie nie będzie. A oddźwięk medialny jest ogromny, co najlepiej doświadcza moja teściowa. Coś przeczyta, co jej się nie podoba, walczy z tym Internetem i się denerwuje. Kiedyś jak mnie zwolnili z Jagiellonii przepłaciła to zdrowiem, skończyło się bajpasami. Ale miłość do piłki jej się nie skończyła. Śledzi co kto o mnie napisał, powiedział. W Legii presja jest ogromna, mam nadzieję, że te bajpasy to wytrzymają.

- Lech Poznań i historia Kacpra Skibickiego? Dwa lata temu pojechałem do Grudziądza na mecz Olimpii z Wisłą Płock. Obserwowałem Rasaka, Zawadę i jeszcze dwóch innych graczy z Płocka. Z Olimpii nikogo nie obserwowaliśmy – wiedzieliśmy, że przeskok na poziom międzynarodowy będzie zbyt duży. Wynik był już przesądzony, Wisła Płock wyraźnie wygrywała, ale w pewnym momencie na boisko wszedł młody chłopak. Skończyło się chyba 7:2, ale moją uwagę zwrócił właśnie ten młody gość – patrzyłem jaką ma swobodę w poruszaniu się, jaki drybling. Wyglądał jak Ryan Giggs. Mówiłem nawet Marcinowi Broszowi, że widziałem ciekawego chłopaka, że warto mu się przyjrzeć, czy to już poziom ekstraklasy. Ale w międzyczasie zainteresowała się nim Legia. Przychodząc do Warszawy nie miałem pojęcia, że ten chłopak tutaj jest. Zaginął mi gdzieś, nie śledziłem jego poczynań. Aż pojechałem na mecz rezerw Legii z Ursusem Warszawa, a on właśnie strzelił gola i bardzo mi się spodobał. Pytam się, kto to jest, i słyszę, że Kacper Skibicki z Olimpii Grudziądz. Odpowiedziałem – a to jest ten, co go wtedy widziałem. Zaprosiłem go do nas na treningi, troszeczkę z konieczności. Chcieliśmy zapraszać młodzież wcześniej, ale ciągle ogranicza nas koronawirus. Dlatego w okresie przerwy na mecze reprezentacji zaprosiliśmy na treningi drużynę rezerw – udało się to zrobić, był czas by wszyscy zostali poddani testom, przeszli badania. To wszystko trwa i komplikuje codzienne życie. My trenujemy na jednym boisku, rezerwy na boisku obok, ale nie możemy nikogo zaprosić do siebie, bo takie są obostrzenia. W przyszłości planujemy robić zajęcia o tej samej godzinie, by było płynne przechodzenie z boiska na boisko. Potrzebujemy lewego pomocnika, bierzemy z rezerw, a drugi zespół zasila się kimś z juniorów. Chcemy by to było spójne. Taki mamy cel i do tego będziemy dążyć.

- Kto jeszcze z młodych oprócz Skibickiego jest w moim notesie? Jest wielu chłopaków. Jest Nikodem Niski, wspominałem już o nim, ale niestety dopadł go koronawirus. Jest wielu innych zdolnych zawodników, nie chciałbym wymieniać wszystkich nazwisk – lista jest tak długa, że mógłbym wymienić każdego z nich. Zaprosiliśmy na treningi i zgłosiliśmy do rozgrywek Bartłomieja Ciepielę. A jest tych graczy naprawdę sporo, nikomu nie chciałbym odbierać szans. Nie tylko na rezerwy zerkamy, jest grupa fajnych piłkarzy w juniorach starszych grających w Centralnej Lidze Juniorów. Moim celem jest poznać każdego z nich osobiście. Widziałem w akademii syna mojego kolegi, Remka Sobocińskiego. Ten kolega ma już ponad 40 lat, ale wciąż gra w piłkę i strzela gole. Jego syna widziałem poprzednio gdy był małym chłopcem, a teraz wyrósł, gra w Legii i jest bardzo utalentowany. Być może kiedyś on i jego pokolenie będą stanowić o sile pierwszego zespołu Legii.

- Mówią o mnie pracoholik? Ja kocham swoją pracę i dlatego nie patrzę na zegarek. Ze mną pracuje się i łatwo i trudno. Łatwo – bo wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane organizacyjnie, ale trudno, bo jestem bardzo wymagający. Od innych wymagam tyle, ile od siebie. Jak siedzę przy czymś od 8 do 21, to chcę by ludzie wokół mnie też tyle pracowali. Nie każdy wytrzymuje to tempo. Kiedyś zapytałem Adama Nawałkę o jednego z trenerów, który pracował w Górniku Zabrze, dlaczego odszedł z klubu – robiłem wywiad, bo złożył propozycję pracy do mojego sztabu. I usłyszałem, że nie wytrzymał tempa. Jest wielu ludzi, którzy nie wytrzymują mojego tempa i stąd się później biorą problemy. Bo z kimś takim nie chcę pracować. Tak samo jest z zawodnikami i osobami towarzyszącymi. A życie jest tak krótkie, że szkoda je marnować dla ludzi, którzy przeszkadzają. Nie może być tak, że jeden wsiada na rower i pedałuje, a drugi siedzi na bagażniku i czeka aż go zawiozą na górę. Wszyscy muszą pedałować. Kto nie pedałuje ma ze mną problem, a ja z nim.

- Warszawa? Minęły dwa miesiące mojej pracy a ja w Warszawie, nie licząc meczów, byłem raz czy dwa. Oglądałem mieszkania, nie zdecydowałem się na nie jeszcze. Nie mam na to czasu. Dziś od 10. jestem w LTC, będę pracował do 20. Dzień zakończę partią squasha. Uwielbiam to miejsce. Mam taki apartament, z którego widać wszystkie boiska. Nie wychodząc z pokoju obserwuję, jak trenują zespoły młodzieżowe. Z drugiego pokoju widzę starsze roczniki. Żyć nie umierać, kocham swoją pracę. Pierwszy raz jestem w klubie, który ma taką bazę i takie możliwości organizacyjne, ale i sportowe. Chcemy to wykorzystać do maksimum. Dlatego muszę być optymalnie przygotowany na zajęcia, a wtedy i piłkarze będą do nich przygotowani. Jak ja nie dam przykładu i nie będę przygotowany do zajęć, to zawodnicy też nie będą przygotowani.  

- Wiele rzeczy w pracy robię sam. Mam zaufanie do swoich asystentów, ale ja lubię samemu oglądać mecze, analizować je. Dlatego zatrudniliśmy naszego kolegę z Krakowa, by wszystko nam filmował. Nie bazujemy na cudzych materiałach, a na swoich. Nie czerpiemy z transmisji Canal+,  ale gdzie możemy, tam wysyłamy swojego kamerzystę. Jeździ po Polsce, filmuje dla nas mecze – wg. naszych wytycznych, z odpowiedniej perspektywy. Ale też nasze mecze. Jeden mecz waży ponad 100 gigabajtów. Rozdzielczość musi być wysoka, zwykły komputer tego nie pociągnie, nawet nie odpali. Nagraliśmy mecz rezerw, to trenerzy naszej młodzieżówki nie mogli go odpalić – nie mieli wystarczająco dobrej technologii. Mamy w zanadrzu piękny gadżet do kupienia – chcemy kupić podświetlany LED dużej wielkości, podobny do tego w Hoffenheim. To co nagrywamy z drona będzie automatycznie pokazywane na tej tablicy. Dzięki temu będę mógł na treningu na bieżąco korygować choćby błędy w ustawieniu – jednemu powiem by przesunął się w lewo, drugiemu że w prawo. Dzięki temu interakcja będzie jeszcze lepsza.

- Jak ktoś się nie rozwija, to się zwija. W biznesie tak jest i w sporcie również. Modę na drony na treningach rozpoczęliśmy w Szczecinie w 2005 roku i byliśmy obiektem wielu żartów. Dziś to norma. To jest technologia. Moi dziadkowie używali świec, dziś jest oświetlenie ledowe. Oczywiście dron za nas bramki nie zdobędzie, ale musimy nadążać za duchem czasu i za sposobem myślenia młodych zawodników. Nie będę pisał kredą na tablicy, bo młodzi ludzie w akademii pewnie nawet nie wiedzą, że kiedyś tak się w szkołach pisało. Musimy nadążać za nimi. Jeśli ktoś cały dzień gra na Playstation, to nasza prezentacji musi być technicznie do tego zbliżona, aby trafiła do tych młodych ludzi. Kamil Potrykus wycina zawodnikom różne sytuacje, siedzi w tym, pracuje i stara się, by piłkarze wszystko mieli podane w dogodny sposób.

- Liga? W ostatnich latach ten, kto prowadził po 30. kolejkach, nie zawsze zostawał mistrzem Polski. W tym sezonie nie będziemy mieć tych dodatkowych siedmiu meczów. Margines błędu jest więc dużo mniejszy. Dlatego wygra ten, kto popełni w najbliższym czasie jak najmniej błędów. Dlatego powtarzam wszystkim zawodnikom, że meczu który teraz zagramy, nie da się zagrać po raz drugi. Będzie następny, ale tych spotkań do mety będzie coraz mniej. Dlatego jak nie będziemy robić punktów teraz, to później tego już nie nadrobimy. To nie koszykówka, gdzie są rzuty za trzy punkty. W piłce nie ma meczów za sześć punktów. Legia jest faworytem rozgrywek, jak w każdym sezonie. Nie zawsze faworyt wygrywa – czasem był to Piast, czasem inne zespoły. Na pewno groźny dla nas będzie Lech Poznań, choć w lidze aktualnie trochę słabiej, ale on zbiera kapitalne doświadczenie w europejskich pucharach. Tam jest potencjał, a dzięki grze w Europie wzrośnie pewność siebie – bo buduje się ją grając z lepszymi od siebie. Jak grasz z Benfiką czy Rangers FC to budujesz właśnie pewność siebie. Ale dostajesz też informację zwrotną o tym, ile ci do tych najlepszych jeszcze brakuje. Groźny może być też Raków Częstochowa, który świetnie sobie radzi, nie można lekceważyć Piasta Gliwice, bo to wciąż dobry zespół i trener. Ale ja mam 50 lat i nie mam czasu czekać na sukcesy, muszę je mieć tu i teraz. Czas nie stoi w miejscu.

 

Polecamy

Komentarze (71)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.