Michał Kucharczyk: Trzymam w sobie pewne kwestie

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Foot Truck

07.07.2019 08:42

(akt. 07.07.2019 12:00)

- Miałem przedłużyć umowę i zostać w Legii na kolejne lata. Nagle sprawa z kontraktem się odkładała i zostałem na lodzie, odrzuciłem niektóre opcje. Zostałem wyrzucony z drużyny. Nie chcę mówić z jakich przyczyn, na razie trzymam to w sobie - stwierdził Michał Kucharczyk w rozmowie opublikowanej na "Youtube" przez kanał "Foot Truck".

"Fatalny" i "Jose":

- Nie wyglądam fatalnie? Dziękuję, na urlopie zawsze można wyglądać gorzej – śmieje się Michał Kucharczyk, którego sieć domowa nazywa się „fatalny Internet”. – Mam nadzieję, że nikt nie będzie się z nią łączył – dodał były gracz Legii - w rozmowie z Łukaszem Wiśniowskim oraz Jakubem Polkowskim. - Ksywka "Jose", narodziła się w trakcie jednego z amatorskich turniejów, w którym występowałem ze znajomymi i dotyczyła mojej żony. Pojechała razem z nami na zawody i została wpisana do protokołu jako Jose Rozinho, czyli nasz trener. Co ciekawe, akurat wygraliśmy te rozgrywki i postanowiliśmy wziąć ją na kolejny turniej. Łatka została zatem przypisana.

O kolekcji koszulek i Lidze Mistrzów:

Skrzydłowy może się pochwalić m.in. koszulką Virgila van Dijka, jeszcze z czasów pamiętnego dwumeczu z Celtikiem w eliminacjach do Ligi Mistrzów – Ten zespół nie kojarzy się dobrze zwłaszcza Bartkowi Bereszyńskiemu, ponieważ straciliśmy sześć bramek w przeciągu pięciu minut (śmiech). Nawet Robert Lewandowski potrzebował dziewięciu minut na pięć goli, „Beresiowi” wystarczyło sześć. Co jest najśmieszniejsze? Siedzę na kanapie, jestem bezrobotny, na razie bez klubu i trzymam koszulkę gościa, który był „kręcony” przez Miroslava Radovicia. Holender ma dostać Złotą Piłkę to nie wiem co powinien dostać „Rado”... Chyba Złotego Jack’a Danielsa ode mnie (śmiech). Nie miałbym nic przeciwko, żeby po raz drugi wymienić się koszulką z Virgilem.

- Koszulka Carvajala? Nie wiem czy „kręciłem” tym piłkarzem, lecz na Santiago Bernabeu Hiszpanie zrobili to poniekąd z nami. Bodajże przy Łazienkowskiej przy golu na 3:2 dla nas, to właśnie ja minąłem Daniego. Poziom wzruszenia tego spotkania mogę porównać do awansu do Ligi Mistrzów, gdzie strzeliliśmy gola w doliczonym czasie z Dundalk. Ze Szkotami, nie ma co ukrywać, było jednak „męczenie buły”. Powiem szczerze: styl wejścia do Champions League był fatalny. Każdy rzucił nas na pożarcie w grupie i przewidywał najgorsze scenariusze. Dużo osób mówiło, że będziemy mieć zero punktów, zero bramek, może dwa celne strzały i bilans -40. Okazało się, że potrafiliśmy zremisować z Realem, wygrać ze Sportingiem… Ludzie skreślali nas po pierwszej  z Borussią? Nie grałem, może dlatego nam nie wyszło (śmiech).

O opasce kapitańskiej i szyderce:

- Nieco awansowałem w hierarchii jeżeli chodzi o ostatni sezon. „Miro” był pierwszy, Arkadiusz Malarz drugi, Artur Jędrzejczyk trzeci, a ja zaraz za nimi. Za Ricardo Sa Pinto, „Rado” został schowany w głębokim sejfie. Arek był albo odstawiony, albo nie mógł grać, „Jędza” miał kontuzję… Okazało się, że po tylu latach mogłem wyprowadzić zespół na mecz. Oczywiście Artur nagrał moje przywitanie z sędzią i rywalem. Nie zabrakło pomyłki z mojej strony, ponieważ wygrałem losowanie, a następnie chciałem wybrać piłkę i stronę boiska (śmiech). Później przykleił mi na zdjęciu, na ramieniu, opaskę z widoczną literką „C” oznaczającego kapitana. Przez tydzień chodził za mną i mówił tylko o tym.

- Gdy coś sobie kupowałem, była największa szydera. Sprezentowałem sobie zegarek, wszedłem z nim do szatni i od razu wszyscy: „Kuchy”, pokaż! Daj dotknąć (śmiech). „Jędza” potem wydrukował zegarek u Konrada Paśniewskiego i dokleił go do wspomnianego wcześniej zdjęcia.

O legijnych wspomnieniach:

- Każdy sądził, że mam „haki” na Jana Urbana, ponieważ razem jeździliśmy na ryby. Nie ukrywam, że szkoleniowiec jest zapalonym wędkarzem, ale na rybach byłem w jego obecności raptem raz. Podobno to ja zwolniłem Henninga Berga. W ogóle wszystkich zwalniałem. Romeo Jozak oddelegował mnie do rezerw klubu na dwa tygodnie i okazało się, że maczałem palce w jego zwolnieniu, miałem takie przebicie, nie będąc wówczas w pierwszym zespole – opowiada z dystansem były już gracz Legii.

- Wszyscy mówili: o, w końcu Czerczesow pozbędzie się Kucharczyka. Co się okazuje? Kucharczyk z Jodłowcem zagrali za kadencji tego trenera najwięcej spotkań w całych rozgrywkach i byli bardzo dobrze przygotowani do sezonu. Miałem wówczas świetne statystyki. Gdy Rosjanin prowadził zajęcia, były one katorżnicze, ale robione z głową. Miałem taką wydolność, że w 90. minucie potrafiłem biegać tak, jak na początku spotkania. Śmiałem się z chłopakami i mówiłem: okej, końcowy gwizdek za nami, ale jestem w stanie zagrać w kolejnym meczu. Za trenera Ricardo Sa Pinto również trenowaliśmy ciężko, jeszcze ciężej niż za Czerczesowa. Tylko czy miało to przełożenie na boisko oraz kondycję? Nie wydaje mi się. Nie wyglądaliśmy tak, jak powinniśmy zarówno pod względem fizycznym, jak i motorycznym. Było gorzej nawet od zespołów z dołu tabeli.

O pożegnaniu: 

- Czy nie jest mi żal tego, że nie pożegnałem się z kibicami? Nie chcę tego w tym momencie, tak do tego podchodzę. Nie jest to zbyt trudne emocjonalnie, ale pożegnania nie wykonuje się tak, jak zostało to przedstawione. Miałem przedłużyć umowę i zostać w Legii na kolejne lata. Nagle sprawa z kontraktem się odkładała i zostałem na lodzie. Nie byłem na to przygotowany. Odrzuciłem niektóre opcje, bo wiedziałem, iż mam przedłużyć umowę z Legią. Zostałem wyrzucony z drużyny. Nie chcę mówić z jakich przyczyn, na razie trzymam to w sobie i poczekam na odpowiedni moment.

Kibice? Wydaje mi się, że przyjdzie czas i moment na pożegnanie. Największy żal mam do tego, że nie mogłem się pożegnać z ludźmi, z którymi spędziłem tutaj tyle lat. Chodzi o zawodników, pracowników, trenerów, osoby, które znam nie od dziś. Nie dano mi tego zrobić - pożegnać się godnie. To najbardziej boli, ponieważ coś zawdzięczam tym ludziom. Nie chcę pożegnania w takim stylu, że wchodzę do szatni po dziewięciu latach, mówię do chłopaków: dzięki, cześć, żegnamy się, powodzenia. Nie o to chodzi. Dla osób, które coś osiągnęły w tym klubie, trzeba stworzyć „atmosferę”. W takim wypadku należy przykładowo urządzić kolację w jakiejś restauracji. Spotykamy się i siedzimy dłużej. Wtedy „Rado” mógłby przyjść i dopowiedzieć: do odcięcia (śmiech).

O przyszłości:

- Dochodzę do zdrowia. W kontekście nowego klubu, czekam na rozwój sytuacji. Nie chcę wybiegać za daleko. Telefony się urywają, lecz trzeba podjąć decyzję z głową. Nie mogę powiedzieć: jadę do Arabii, są pieniądze, to nie jest ten czas. Chciałbym pograć w Europie. Patrzę też na tę sytuację przez pryzmat rodziny, która jest bardzo ważna. Życzycie dobrej umowy? To nieważne. Ważne, żebym podpisał jakiś kontrakt (śmiech).

Polecamy

Komentarze (295)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.