Letnie porządki, czyli co stanie się w Legii

Redaktor Adam Dawidziuk

Adam Dawidziuk

Źródło: Legia.Net

20.05.2019 19:30

(akt. 25.05.2019 00:19)

Legia Warszawa koncertowo przerżnęła sezon i jeśli nie wyciągnie wniosków, i to tych słusznych, to może wpaść w bardzo poważne problemy. Przy Łazienkowskiej mają plan na letni okres transferowy i od jego powodzenia zależy, czy uda się wrócić na odpowiednią drogę.

Ostatni raz takie tąpnięcie w Legii miało miejsce w 2012 roku. Tyle, że wówczas chociaż dobre pieniądze z Ligi Europy były w kasie, a zarazem duży dług wobec właściciela. Wtedy przegrany sezon w lidze był początkiem fali zmian, które szybko zaprocentowały. Obecne muszą jeszcze szybciej wypalić.

Prolog

Dziś, czyli w poniedziałek, dzień po przegranym sezonie, doszło do nieplanowanego wcześniej spotkania trenera Aleksandara Vukovicia z drużyną. Zawodnicy w zasadzie usłyszeli to, co mogli obejrzeć w zapisie konferencji prasowej. Że podstawową zasadą w Legii jest zapier… czyli zaangażowanie i w oparciu o takich graczy, będzie budowana drużyna. Nie zostały ogłoszone decyzje personalne, ale większość jest już podjęta. Także o tym poniżej.

Założenie pierwsze – sprzedawać

Nadchodzące okno transferowe będzie ostatecznym sprawdzianem dla Radosława Kucharskiego, dyrektora sportowego. I co istotne, będzie rozliczany nie tylko z tego, kogo uda mu się namówić na grę w Legii, a przede wszystkim z transferów „z klubu”. Wiadomo, że kasa jest pusta, a jedynymi aktywami, które szybko mogą choć trochę poprawić sytuację, są piłkarze. Jedni odejdą jeśli będą dobre oferty, drudzy usłyszą, że klub z wiąże z nimi przyszłości. Z obgryzionymi paznokciami będzie patrzenie na reprezentacje U-20 i U-21 z nadzieją, że legioniści zagrają świetnie, cena wzrośnie i będzie można ich wytransferować. Coś jak lata temu z Dawidem Janczykiem i CSKA Moskwa.

Założenie drugie – przebudować

Drużynę czeka znaczna przebudowa, nie tylko dlatego, że 10 zawodnikom kończą się kontrakty. Z tego, co słychać z Łazienkowskiej, umowę przedłużył już Radosław Cierzniak, a Michał Kucharczyk raczej zakończy występy w Legii na liczbie 349, czyli odejdzie bez prolongaty kontraktu. Trzeba zakładać, bo bez tego nie da się ruszyć innych aspektów, że trzech-czterech odejdzie: Sebastian Szymański, Mateusz Wieteska (zimą był bliski odejścia za 2 mln euro do Dynama Kijów, ale słaby występ przeciwko Lechowi pogrzebał szansę), Carlitos, Dominik Nagy czy Radosław Majecki. To właśnie te aktywa. Tyle, że jest jeden problem: poza Carlitosem, inni będą mieli dłuższy sezon, a drużynę trzeba budować już, bo za niespełna dwa miesiące eliminacje Ligi Europy.

Założenia? W zasadzie Aleksandar Vuković przedstawił je na ostatniej konferencji prasowej, nie trzeba powtarzać. Pozycje? Wystarczy spojrzeć na kadrę drużyny, po odejściu Adama Hlouska i wygasającym kontrakcie Inakiego Astiza, zostaje sześciu zawodników mogących grać w obronie. Dwóch prawych, trzech środkowych i jeden lewy. O ile założymy, że na prawej jest spokój, to w środku i przede wszystkim na lewej stronie bloku defensywnego, już nie. A są kontuzje, kartki, transfery. To oznacza, że Legia musi sprowadzić lewego obrońcę i przynajmniej jednego stopera, a przy założeniu, że odejdzie Wieteska – dwóch. Przy kolejnym prawdopodobnym założeniu – transferze Cafu, Legia potrzebuje przynajmniej dwóch graczy do środka pola. Końcówka sezonu pokazała, że Domagoj Antolić jest co najwyżej uzupełnieniem. Na pewno do Legii trafi skrzydłowy, a może dwóch. Szukany jest potencjalny następca Szymańskiego (zakładając, że jego pozycja to ofensywny pomocnik), pisaliśmy, że klub bardzo chce Marcela Zyllę, ale piłka jest teraz po stronie Bayernu Monachium. Do Legii ma trafić także napastnik, choć ich akurat w kadrze nie brakuje, a z wypożyczeń wracają Jose Kante i Vamara Sanogo. Ale nikt nie zagwarantuje, że zostaną, a przecież możliwe są odejścia Carlitosa czy Jarosława Niezgody. Ten ostatni także jest aktywem klubu, ale za dużo czasu stracił przez kontuzje, aby spodziewać się wysokiej sumy transferowej.

W czasie przebudowy przydałoby się „dopolszczenie” drużyny i już takie próby zostały podjęte. Kontaktowano się m.in. z Arkadiuszem Recą i Mariuszem Stępińskim, ale oni do Legii nie trafią. Trudno coś pisać o kwestii Dominika Furmana, swego czasu gorącej, bo z nim nikt się nie kontaktował. Jednak wsłuchując się w słowa Vukovicia – on idealnie by pasował do jego drużyny. Dlaczego? Bo to człowiek z odpowiednim charakterem. Przecież w teorii mógł odpuścić, zlecieć z ligi z Wisłą Płock i odejść za darmo. Zamiast tego zasuwał i dołożył dużą cegłę do utrzymania zespołu. Trzeba płacić? Jasne, pewnie z milion złotych, ale można próbować dogadać się z Wisłą.

Założenie trzecie – rozsądnie sprowadzać

Przekaz dotyczący Legii jest jasny – kasy nie ma. Ale… nie oznacza to, że nie będzie transferów. To, że nie mając pieniędzy można zbudować drużynę, pokazał Jacek Bednarz w Piaście Gliwice. Krótko tam urzędował, ale latem sprowadził: Jakuba Czerwińskiego, Frantiska Placha, Mikkela Kirkeskova, Piotra Parzyszka czy Jorge Felixa – zawodników mających problemy z graniem lub skreślonych gdzieś indziej. Każdy z nich miał spory wkład w sukces, a kosztowali łącznie ze 400 tys. euro, w tym ok. 350 tys. Czerwiński.

Legia podąży natomiast inną drogą. Dziś kasy nie ma, w niedalekiej perspektywie może się pojawić. W pierwszej kolejności zawodnicy z kartą na ręku. W drugiej wypożyczenia lub transakcje wiązane, a w perspektywie dzielenie się zyskiem. Tak, aby wszystkim stronom pasowało i warto było inwestować. Jak w przypadku Ariela Borysiuka i jego transferu z Lechii. Kluby umówiły się, że kwota transferowa zostanie zapłacona w perspektywie roku, i to niemała, bo milion euro, a nadwyżką się podzielą. Lechia zarobiła, Legia zarobiła i wszyscy byli zadowoleni, a Ariel stał się jednym z najdroższych piłkarzy w transferach pomiędzy klubami. Oczywiście Legia ryzykowała, bo ten milion musiałaby tak czy inaczej zapłacić, ale wyszło dobrze.

Dlaczego Vuković

Na zakończenie – Twitter, a właściwie zarzut, jaki się pojawiał, czyli dlaczego trenerem Legii jest Vuković i w czym jest lepszy od Ricardo Sa Pinto. A więc tak. Trzeba odsunąć na bok emocje, zerknąć realnie na klub i jego możliwości, pamiętać, że dzisiaj wypłaca pensje trzem trenerom, a w kasie pustka. Zamienić się na chwilę miejscami z Dariuszem Mioduskim i odpowiedzieć na pytanie: czy jest na rynku trener, który gwarantuje wyniki i pozostaje w zasięgu finansowym Legii? Odpowiedź brzmi: nie. Stąd ta decyzja, postawienie na swojego człowieka. On popełni błędy, już je popełnił, ale cały czas trzeba mieć z tyłu głowy jedno: obecną sytuację klubu. A Vuković wbrew pozorom sporo ryzykuje. Bierze na siebie odpowiedzialność za największy klub w Polsce. Jeśli sobie nie poradzi, będzie kojarzony z porażką, a to z kolei będzie miało negatywny wpływ na jego dalszą karierę.

W czym jest lepszy od Ricardo Sa Pinto? Na dzisiejszym spotkaniu z drużyną powiedział, że jeśli u Portugalczyka trzeba było zasuwać (delikatnie mówiąc), to u niego trzeba będzie zasuwać dwa razy więcej. Trudno ich porównywać, świeżaka w zawodzie i gościa, który mimo dość młodego wieku jak na trenera, trochę świata już zwiedził i szybko go zwalniano. Tu nie jest kwestią, kto jest lepszy czy gorszy, a to, który pasuje bardziej w danej chwili. Bo fakty są takie, że w momencie zwalniania Sa Pinto strata do lidera z Gdańska wynosiła 5 punktów. Dziś wielu zdaje się o tym nie pamiętać. Bardziej zasadnym byłoby postawienie pytania: co z tym zespołem stało się po wygranej na Lechii.

Polecamy

Komentarze (475)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.