Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Omonią - Bojaźń, niemoc, słabość i sędzia

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

27.08.2020 14:02

(akt. 27.08.2020 14:04)

W środę obejrzeliśmy dramat w kilku aktach przy Łazienkowskiej. Niestety spotkanie obnażyło wszelkie braki i słabości Legii, a na dodatek sędzia wyraźnie nam nie sprzyjał. Mylił się często i głównie na korzyść jednego zespołu, choć nie tylko. Przyczyn porażki było wiele, nałożyło się kilka zdarzeń. A efekt jest taki, że mistrz Polski odpadł eliminacji Ligi Mistrzów na bardzo wczesnym etapie i z zespołem, który absolutnie był w zasięgu legionistów. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Bojaźń i ofensywne kłopoty – Zespół Legii wyszedł na boisko z uczuciem strachu, który momentami go paraliżował. Świadomość tego, że jeden błąd może kosztować drużynę awans do kolejnej rundy, powodowała przed długi czas grę bez najmniejszego nawet ryzyka, a tak meczu wygrać się nie da. Kolejnym problemem była jakościowa niemoc z przodu. Już wiosną kilka razy podkreślałem, że jednym piłkarzem ofensywnym w drużynie, który potrafi minąć rywala, zrobić przewagę czy zagrać prostopadłą piłkę jest Luquinhas. Ale jednego gracza łatwo jest wyłączyć. Heninng Berg o tym wiedział i Brazylijczyk co raz był poniewierany. Pozostali gracze jedyne co potrafili, to podawać do boku lub do tyłu, dośrodkować w pole karne piłkę na walkę w powietrzu. Walerian Gwilia nie udźwignął stawki spotkania, Tomas Pekhart zmarnował znakomitą sytuację źle trafiając w piłkę, Maciej Rosołek miał dobrą sytuację, ale po jego strzale głową choć było blisko, to piłka nie przekroczyła linii bramkowej, To były jednak pojedyncze akcje i każdy z graczy miał po jednej takiej sytuacji na cały mecz. Ofensywę próbował wspomagać Michał Karbownik, ale od momentu powrotu do gry po przerwie spowodowanej pandemią wciąż nie wrócił do swojej dyspozycji z jesieni. Włączał się Mladenović, oddał dobry strzał, który był pierwszym celnym – miało to miejsce w 73 minucie. Ale w przypadku Serba tracenie sił w ofensywie kończyło się potem błędami w defensywie.

Błyskotliwy Berg – Szybko zauważył to Henning Berg i postanowił wykorzystać fakt, że boczni obrońcy Legii popełniają błędy w ustawieniu i mają kłopoty z wypełnieniem swoich podstawowych zadań czyli bronieniem dostępu do własnej bramki. Norweg to widział i nakazał atakować głównie bokami. I jak padły bramki? Przy pierwszej, przy linii bocznej naciskany przez Ernesta Asante był Filip Mladenović. Zamiast szybko pozbyć się piłki, chciał oszukać rywala, zastawić się, ale się potknął, co Ghańczyk wykorzystał. Dalszy ciąg zdarzeń znamy. Drugi gol? Nieudane przebitka Artura Jędrzejczyka, niezrozumiałe znów zachowanie Mladenovicia, któremu zza placów, po jego stronie, wybiegł Asante i bez problemu dograł piłkę do Thiago. Tego nie atakowali ani kontuzjowany już wtedy Mateusz Wieteska, ani biegnący obok niego Karbownik. Były szkoleniowiec Legii tak naprawdę ustawił zespół defensywnie, kazał wyłączyć z gry za wszelką cenę Luquinhasa i postanowił wykorzystać niefrasobliwość boków legijnej defensywy. Jak się okazało, przy odpowiednim szczęściu i pomocy sędziego, to wystarczyło.

Niezrozumiale słaby sędzia – Skoro jesteśmy przy arbitrze… Belg Nathan Verboomen sprawiał wrażenie, jakby był wyraźnie niezadowolony z kilkugodzinnego pobytu w Warszawie i to niezadowolenie co chwilę okazywał na boisku. Dawno nie wdziałem tak słabego i tak często popełniającego błędy sędziego. Luquinhas był regularnie powalany na ziemię, ale nie było to karcone kartkami. Wręcz przeciwnie, Belg zdawał się grozić palcem pomocnikowi Legii, że ten szuka okazji do rzutów wolnych. Na dwie żółte kartki i w konsekwencji czerwoną solidnie zapracowali i Vitor Gomes i Thiago. Żaden z nich jednak boiska nie opuścił, a musiał zrobić to Igor Lewczuk, którego arbiter mógł oszczędzić. Rzut karny dla Omonii się należał, był słuszny. Ale w bardzo podobnej sytuacji, jeszcze bardziej wyrazistej, falowany był Jose Kante. Nawet faulujący go obrońca spuścił głowę i był pogodzony z losem. Wszyscy w pobliżu krzyknęli karny, każdy widział przewinienie, tylko nie sędzia. Niestety to wszystko też kamyczek do ogródka UEFA, dla której mecze w eliminacjach Ligi Mistrzów są tak nieistotne, że nie ma na nich wideo weryfikacji.

Słaba Legia – Niestety postawa sędziego nie jest żadnym wytłumaczeniem dla postawy całego zespołu Legii. Paradoksalnie przez pierwszą godzinę gracze Aleksandara Vukovicia byli zespołem trochę lepszym, wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą i w końcu gol padnie. Sytuacja zmieniła się po czerwonej kartce. Indywidulanie plusiki można postawić tylko przy nazwiskach Artura Boruca, który długo utrzymywał zespół w grze i o zgrozo uchronił drużynę przed wyższą porażką oraz przy Luquinhasie – robił co mógł, rywale okrutnie go faulowali. Solidny był też Antolić – starał się być kreatywny, wziął ciężar gry na swoje barki – najgroźniejsze akcje Legia stworzyła po jego podaniach. Pozostali zawodnicy zagrali poniżej swoich możliwości. Mladenovic walczył i fajnie wyglądał z przodu, ale popełniał błędy w tyłach. Karbownik kolejny raz był bezbarwny. Slisz miał jedną dobrą akcję w ofensywie, poza tym pracował na swojej połowie – z różnym skutkiem. Igor Lewczuk został usunięty z boiska – faul był problematyczny, sędzia mógł podjąć inną decyzję, ale tak się nie stało. Artur Jędrzejczyk faulował w polu karnym, a przy drugim golu przegrał przebitkę z rywalem. Miał udział przy obu bramkach. Pekhart zmarnował setkę, a poza tym był niewidoczny. Rosołek miał jedną dobrą sytuację, zabrakło szczęścia. Był aktywny, ale to nie przynosiło efektów. Gwilia znikał gdzieś za plecami innych, grał zbyt zachowawczo, nie był w stanie przyspieszyć gry.

Smutne pożegnanie – I efekt tego wszystkiego jest taki, że trzeba się już pożegnać z eliminacjami Ligi Mistrzów, na bardzo wstępnym etapie. Znów wszyscy zostali brutalnie sprowadzeni na ziemię. Jeszcze trzy dni temu wiele osób śmiało się "cypryjskich dziadków". Ale to piłkarze z przeszłością w takich zespołach jak Lille, Olympique Marsylia, Wigan, Sunderland, Zenit Sankt Patersburg, Anderlech  czy FC Porto. Wielu piłkarzy Legii o grze w takich klubach może tylko pomarzyć. Teraz pozostaje gra o fazę grupową Ligi Europy. W tych meczach musi zagrać już inna Legia, w której większą rolę będą odgrywać ci, którzy z różnych powodów nie mogli zagrać od początku z Omonią – mam na myśli Jose Kante, Andre Martinsa, Pawła Wszołka, Josipa Juranovicia, Rafaela Lopesa czy Bartosza Kapustkę.

Polecamy

Komentarze (127)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.