Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Koroną - Jak zrobić thriller z meczu pod kontrolą

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

01.02.2023 01:00

(akt. 01.02.2023 14:38)

Piłkarze Legii grali znakomicie przez godzinę meczu, osiągnęli przygniatającą przewagę, zdominowali rywala i prowadzili 3:0. I wtedy poczuli się zbyt pewnie, przestali grać w piłkę, wkradła się nerwowość, a przeciwnik poczuł krew. Na szczęście skończyło się wygraną 3:2. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Pomysł na grę – Legioniści rozegrali bardzo dobrą pierwszą połowę meczu, zdominowali przeciwnika, nie pozwolili mu na stworzenie żadnej sytuacji. „Wojskowi” prezentowali się znakomicie - mimo kiepskiego stanu murawy, który zdawał się być atutem gości. Legia miała pomysł na grę – wykorzystywała boczne sektory boiska. Aktywni byli i Filip Mladenović i Paweł Wszołek, obaj mogli kończyć mecz z asystą na koncie, ale w niedzielnym spotkaniu szwankowało ostatnie podanie w ich wykonaniu, czasem zamiast się rozejrzeć przed rozegraniem piłki, wybierali mniej korzystne rozwiązanie. Zarówno Yuri Ribeiro jak i Maik Nawrocki włączali się do akcji ofensywnych i rywale mieli z tym mnóstwo problemów. Z bocznych sektorów boiska gracze Kosty Runjaicia raz za razem zagrażali defensywie gości. Wiceliderzy tabeli ekstraklasy często grali na jeden kontakt, a po stracie piłki błyskawicznie doskakiwali do rywala. Taki styl gry był ciekawy dla oka i bardzo trudny do zablokowania dla rywali. Po pierwszej połowie legioniści prowadzili 2:0 oddając 10 strzałów na bramkę, będąc w posiadaniu piłki przez 69 procent czasu, mając 7 rzutów rożnych – Korona nie miała ani jednego kornera. Podania 305 do 106 na korzyść Legii.

Wszędobylski Kapustka, dyrygent Josue – W chłodne styczniowe popołudnie kibice Legii mogli zobaczyć nieco inną wersję Bartosza Kapustki niż w rundzie jesiennej. Bardzo waleczny na całej długości i szerokości boiska. Już w pierwszej minucie stracił piłkę, ale podążył za rywalem i ją odzyskał. I tak wyglądała jego gra przez większość spotkania - potrafił wyłuskać piłkę spod nóg przeciwnika zarówno pod własną bramką, w środku pola jak i pod polem karnym rywala. Zaliczył w sumie 13 przechwytów, z czego 7 na połowie rywala. Zespół miał z tego korzyść, dzięki tak skutecznej grze tworzył zagrożenie. Nie było też źle z rozgrywaniem, co pokazała bramka na 3:0 – „Kapi” najpierw piętką z pierwszej piłki zagrał do rozpędzonego Mladenovicia, a po chwili będąc w polu karnym uderzył z lewej nogi delikatnie, precyzyjnie i futbolówka tuż przy słupku wpadła do siatki.

Josue zaś był prawdziwym dyrygentem zespołu, takim jakim był Leszek Pisz w latach 90-tych. Przez niego przechodziła niemal każda groźna akcja drużyny. Biła od niego pewność siebie, rozgrywał znakomicie zarówno będąc cofnięty pod własne pole karne, jak i ze środka boiska czy w pobliżu pola karnego. Trudno było zabrać mu piłkę, gdy trzeba było to przyspieszał grę, a gdy wymagała tego sytuacja to ją zwalniał. Rządził na całej długości i szerokości boiska. Po pierwszej połowie miał na koncie bramkę z rzutu karnego i asystę po dograniu z rzutu wolnego na głowę Maika Nawrockiego. W jakiejkolwiek strefie boiska by nie był, tam tworzył zagrożenie, tam potrafił zrobić przewagę. Bardzo dużo widział, podaniem krótkim lub długim wprowadzał kompletną dezorientację w szeregi przeciwnika. Podanie do Pawła Wszołka w 60. minucie klasy światowej, szkoda iż akcji golem nie zakończył Carlitos.

Zmiany w trójce obrońców – O tym, że Paweł Wszołek i Filip Mladenović najlepiej grają na wahadłach wiedział już każdy kibic Legii – obaj znakomicie spisywali się w tych rolach gry trenerem Legii był Czesław Michniewicz. Ale ogromne brawa należą się Koście Runjaiciowi za to, jak przemodelował blok złożony z trójki obrońców. Na lewą stronę wstawił Yuriego Ribeiro, który w tej roli czuje się bardzo dobrze. Podłącza się do akcji ofensywnych robiąc użytek ze swoich ofensywnych umiejętności. Gdy obaj razem z Filipem Mladenoviciem atakują bramkę rywala, to przeciwnik ma kłopoty. Na prawej stronie dzięki temu może występować Maik Nawrocki, który pokazywał już wcześniej, że ma ciąg na bramkę, potrafi piłkę dograć jak i przebiec z nią kilkanaście metrów. Grając z prawej strony bloku defensywnego może pokazywać się w grze do przodu i wspomagać efektywnie Pawła Wszołka. Musi tylko wystrzegać się niefrasobliwych zagrań w szerz boiska – takich jak w 25. minucie, gdy rywale byli o włos od wykorzystania zagrania do Kacpra Tobiasza i takich jak przy bramce, gdy zagrał w nieodpowiedzialny sposób do Rafała Augustyniaka, z czego skorzystał Jewgienij Szykawka. Ale zarówno Ribeiro jak i Nawrocki robili różnicę, tworzyli przewagę na boku boiska. Duże brawa dla trenerów, którzy przez całą zimę szukali rozwiązań na to by wykorzystać ofensywne inklinacje tych zawodników jednocześnie wdrażając obu w szereg niuansów taktycznych. Ale opłaciło się, wygląda to nie tylko efektownie, ale i jest efektywne.

Legia przestała grać w piłkę prowadząc trzema bramkami – Legioniści po przerwie strzelili gola po przepięknej, filmowej akcji – stadiony świata. Przez kolejne piętnaście minut grali swoje, mieli okazje na podwyższenie wyniku. Ale po godzinie gry poczuli się zbyt pewni siebie, jakby byli przekonani, że w tym spotkaniu już nic złego im nie grozi i trzy punkty w tabeli już są dopisane. W 64. minucie błąd popełnił Maik Nawrocki podając dość niechlujnie piłkę do środka, do Rafała Augustyniaka, ten był ustawiony wysoko, uprzedził go Jewgienij Szykawka i popędził na bramkę. Gonić próbował go Bartosz Slisz, ale bał się faulować a Białorusin posłał piłkę do siatki. Po chwili zamieszany w utratę gola Augustyniak złapał żółtą kartkę faulując dość brutalnie rywala przy linii bocznej – widać, że w szeregi legionistów wkradła się niepotrzebna nerwowość. Nieco przerażające było to, jak jeden gol zadziałał na psychikę legionistów, którzy przestali funkcjonować jako zespół. W efekcie rywale poczuli krew, zaczęli podchodzić wyżej, odzyskiwać futbolówkę i stwarzać kolejne sytuacje. Nie było też takiej ruchliwości, wybiegania na pozycje, przez co zawodnik z piłką przy nodze miał mniejszy wybór w rozegraniu. Za wysoko zaczęli grać obrońcy, rywale zaczęli posyłać podania za linię defensywną gospodarzy. W ten sposób padł drugi gol dla Korony – Szykawka przejął piłkę w okolicy środka boiska i pobiegł na bramkę nie mając przed sobą nikogo poza Kacprem Tobiaszem. Bardzo źle zachował się w tej akcji Augustyniak. Ostatecznie legioniści przetrwali i utrzymali wynik 3:2 do końcowego gwizdka arbitra, ale niepotrzebnie z meczu będącego całkowicie pod kontrolą zrobili dramatyczny momentami thriller. Lepszy rywal od Korony, choćby taki jakim jest Zagłębie Lubin Waldemara Fornalika, może takie pół godziny słabości lepiej wykorzystać.

Wzruszające chwile przed pierwszym gwizdkiem - W połowie stycznia zmarł dziennikarz i prezenter muzyczny Marek Gaszyński, autor setek tekstów, wśród nich "Snu o Warszawie". Miał 83 lata. "Sen" stał się hymnem Legii Warszawa i jest obecnie mocno kojarzony ze stołecznym klubem. Przed meczem z Koroną Kielce kibice odśpiewali "Sen o Warszawie" bez podkładu muzycznego. Ten początkowo został puszczony z głośników, ale szybko został wyciszony. Następnie miała miejsce piękna i wzruszająca chwila - minuta ciszy pamięci Marka Gaszyńskiego. W pewnym momencie została przerwana przez Piotra Staruchowicza,  który zaintonował fragment piosenki, a kibice głośno zaśpiewali: „Gdybyś ujrzeć chciał, nadwiślański świt... Już dziś wyruszaj ze mną tam. Zobaczysz jak, przywita pięknie nas. Warszawski dzień!”.

Polecamy

Komentarze (44)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.