Grano dzisiaj, czyli mecze Legii z 22 maja – Pele na Legii

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

22.05.2020 17:00

(akt. 22.05.2020 19:08)

22 maja gracze Legii Warszawa rozegrali dwanaście meczów w dotychczasowej historii. Tego dnia Stadion Wojska Polskiego odwiedził król futbolu, Pele.

Trzy punkty

Równo 13 lat temu „Wojskowi” po raz ostatni rywalizowali 22 maja. Zwyciężyli 2:1 z Odrą Wodzisław po trafieniach Rogera Guerreiro oraz Piotra Włodarczyka. - Namawiałem piłkarzy by od pierwszych minut zaatakowali Odrę. Posłuchali i szybko zdobyli pierwszą bramkę. Graliśmy bardzo dobrze szczególnie pierwszy kwadrans, później gra sie nieco wyrównała, ale zdołaliśmy podwyższyć na 2:0. Niestety po chwili zrobiło się 2:1 i w drugiej części było bardzo nerwowo. Kilka razy musiał sie wykazać Jano Mucha. Szczęście jednak nam sprzyjało i dowieźliśmy wynik do końca - mówił ówczesny trener LegiiJacek Zieliński.

Po tym spotkaniu stało się jasne, że warszawski zespół będzie reprezentował Polskę w Pucharze Intertoto. Fotoreportaż jest dostępnym w tym miejscu. W tamtym sezonie legioniści stanęli na najniższym stopniu podium w ekstraklasie.

Koncert

22 maja 2005 roku legioniści rozgromili Wisłę Kraków (5:1). Festiwal strzelecki rozpoczął Tomasz Sokołowski, a jeszcze przed przerwą dwa gole strzelił Piotr Włodarczyk. Druga połowa przyniosła bramkę Jacka Magiery oraz kolejne trafienie Włodarczyka. W końcówce Maciej Żurawski zdobył dla rywali honorową bramkę. Zdjęcia można obejrzeć tutaj i tutaj.

- Zagraliśmy koncertowo. Nie mieliśmy żadnych słabych punktów. Uważam, że było to nasze najlepsze spotkanie od dłuższego czasu. Byliśmy skuteczni zarówno w ataku jak i w obronie. Bezbłędnie graliśmy w środku pola i to wszystko przełożyło się na ten wynik - powiedział po spotkaniu Tomasz Sokołowski II. 43-latek jest obecnie asystentem trenera Piotra Kobiereckiego w III-ligowych rezerwach Legii.

Cztery gole

Dokładnie 16 lat temu legioniści zremisowali 2:2 z Dyskobolią w Grodzisku Wielkopolskim. Mimo tego, że drużyna z Łazienkowskiej od 15. minuty po czerwonej kartce Marka Jóźwiaka grała w osłabieniu, to w ostatnich 20 minutach była bliższa zwycięstwa. Fotoreportaż można pooglądać tutaj.

- W przerwie wytłumaczyliśmy zawodnikom, jak mają zagrać drugą połowę. Przede wszystkich ekonomicznie i skutecznie i po rozpoczęciu II połowy gra wyglądała zdecydowanie lepiej. Z wicemistrzostwa Polski nie jestem do końca zadowolony, bo moje ambicje sięgają wyżej. Jednak, biorąc pod uwagę to, co działo się w klubie przez ostatnie 12 miesięcy, wynik ten należy przyjąć z zadowoleniem. Przed sezonem zostało postawione przede mną zadanie zakwalifikowania się do europejskich pucharów i ten cel udało nam się wspólnie zrealizować. Mam nadzieję, że w przyszłości zrealizuję swoje ambicje i osiągnę z zespołem więcej – podsumował ówczesny trener „Wojskowych”, Dariusz Kubicki. W tamtych rozgrywkach (2003/2004) legioniści zdobyli wicemistrzostwo kraju i przegrali w finale Pucharu Polski z Lechem Poznań.

Drugi skalp

Legioniści nie poprzestali na wygraniu ligi w sezonie 2001/02. Rozprawili się w półfinale Pucharu Ligi z RKS Radomsko (2:0 i 1:0), a w finale czekała żądna rewanżu Wisła Kraków. Pierwsze spotkanie zaplanowano w Warszawie (równo 18 lat temu); mało kto wierzył w Legię, która przystępowała do tego meczu bez kilku podstawowych zawodników. Efekt przerósł oczekiwania, bo świeżo upieczeni mistrzowie Polski nie pozostawili złudzeń wicemistrzom. Tomasz Sokołowski, Radosław Wróblewski i Stanko Svitlica pokonali Artura Sarnata i na rewanż do Krakowa jechali z solidną zaliczką.

Tam zabrakło 12 (!) zawodników, w tym trzech powołanych przez Jerzego Engela na mistrzostwa świata: Jacka Zielińskiego, Macieja Murawskiego i Cezarego Kucharskiego. Sympatycy Legii najedli się sporo strachu. "Biała Gwiazda" nie zamierzała rezygnować z wywalczenia trofeum (wcześniej zdobyła PP). Zepchnęła Legię do defensywy, strzeliła 2 gole, a trzeci wydawał się kwestią czasu. Kwadrans przed końcem Moussa Yahaya wykorzystał jednak dobre podanie Tomasza Kiełbowicza i zdobył złotą bramkę. Gol sprawiał, że Wisła musiała strzelić jeszcze trzy. Nie udało się nawet jednego i drugi raz w ciągu kilku tygodni stołeczny zespół świętował sukces przy Reymonta.

Wściekłość

Wszystko miało rozstrzygnąć się 22 maja 1996 roku przy Łazienkowskiej. Legia rozgrywała 16. mecz ligowy na własnym boisku, poprzednie 15 wygrywając. Ciśnienie rosło, zanosiło się na wspaniałe widowisko. Przegrany tracił wszystko, skazywał się na wyprzedaż, bo oba kluby miały bardzo duże długi. - Każdy z chłopaków z Widzewa jest bardzo dobrym zawodnikiem. Widzew zdobył przecież tyle samo punktów co my. Jest to wyjątkowo trudny rywal. Szczególnie należy obawiać się Koniarka, bo ma naprawdę strzeleckiego nosa i trzeba go pilnować przez dziewięćdziesiąt minut. Nie można spuszczać z niego oka – mówił Tomasz Wieszczycki („Przegląd Sportowy”, 99/1996), wiosną jeden z najlepszych zawodników Legii.

Na płycie warszawskiego boiska pozbawionego trawy ciężko było o dobry futbol. Pełne trybuny, fanatyczny doping, na murawie walka o wszystko. Do przerwy żadnej z drużyn nie udało się zdobyć bramki. W 53. minucie legioniści mieli rzut rożny. Niezawodny Leszek Pisz dośrodkował, a Wieszczycki bardzo mocnym strzałem pokonał Andrzeja Woźniaka. Na trybunach szał radości, to Legia była bliżej wygranej, to Legia miała wszystkie karty w swoich rękach. I dalej atakowała, chcąc jak najszybciej rozstrzygnąć ten mecz. Nagle jednak Tomasz Łapiński zagrał do Marka Koniarka, który wyrównał. Remis nie był jeszcze tragedią, bo przy równej liczbie punktów i remisowym (dwa razy po 1:1) bilansie spotkań bezpośrednich o mistrzostwie Polski decydowałby barażowy dwumecz – mecz i rewanż. Ale nie był potrzebny. Dziewięć minut przed końcem Piotr Szarpak z bliska pokonał Macieja Szczęsnego.

Wypełniony po brzegi sektor kibiców przyjezdnych ogarnęła euforia. Widzewiacy kontrolowali mecz do ostatniej minuty, nie pozwolili wydrzeć sobie zwycięstwa i choć do końca pozostawały trzy kolejki, mogli rozpocząć świętowanie. Te dwie drużyny były poza zasięgiem reszty stawki. - Widzew był lepszy. Przy wyniku 1:0 mogliśmy zagrać trochę mądrzej. Powinniśmy kontrolować Widzew, a rywale akurat mieli zbyt dużo pola do popisu i to wykorzystali – mówił pod szatniami ze łzami w oczach Pisz. Legioniści byli wściekli, choć każdy przyznawał, że wygrana pretendenta nad mistrzem była zasłużona.

Legia zakończyła sezon z fantastycznym bilansem bramkowym (95–22), ale mało kogo to interesowało. Nad klubem zawisła nie tylko groźba bankructwa i wyprzedaży piłkarzy. Prasa donosiła o kolejnych możliwych transferach piłkarzy Legii. Ostatecznie odeszło ich dziewięciu, w tym Szczęsny i Radosław Michalski do Widzewa Łódź. Jakby mało było nieszczęść, z UEFA nadeszła wiadomość, że legioniści rozpoczną zmagania w Pucharze UEFA od rundy przedwstępnej. Przyszłość rysowała się w czarnych barwach. Została garstka piłkarzy, nie było sponsora, a co za tym idzie – pieniędzy. Media skazywały drużynę z Łazienkowskiej na grę o utrzymanie. Ale ci, którzy zostali, mieli pokazać, że jeszcze Legia nie zginęła.

Porażka z Ruchem

Dzięki dobrej serii w sezonie 1975/76 Legia awansowała na 8. miejsce w tabeli, ale strata do prowadzącego GKS Tychy wynosiła aż 8 punktów. Tym bardziej że trafiały się takie spotkania jak z 22 maja przeciw Ruchowi w Chorzowie. Warszawiacy przegrali 2:3, po tym jak znów słabo w obronie spisał się Franciszek Smuda. To oznaczało koniec szans na zapewnienie sobie udziału w europejskich pucharach – zajmujący 3. miejsce "Niebiescy" odskoczyli bowiem legionistom na 4 punkty, a do końca rozgrywek pozostały już tylko dwa spotkania, które zespół Andrzeja Strejlaua także przegrał. Ostatecznie warszawski klub został klasyfikowany na 8. miejscu.

Pele na meczu Legii

22 maja 1960 roku legioniści spotkali się na Stadionie Wojska Polskiego z Wisłą Kraków i był to mecz lidera z wiceliderem. Spotkanie to warte jest zapamiętania jednak nie ze względów sportowych, lecz z powodu niecodziennych gości. Na specjalnie ustawionych krzesłach przed lożą honorową zasiedli zawodnicy słynnego FC Santos z jednym z najlepszych piłkarzy w historii futbolu – przez wielu uznawanym za króla tej gry – Edsonem Arantesem do Nascimento, czyli Pele. Goście z pewnością nie mogli być zachwyceni poziomem widowiska (padł remis 1:1), dlatego kibice w żartach prosili, by przetłumaczyć Pelemu, że Legia jako wojskowy klub wystawiła do gry poborowych, którzy z powodu słabego stanu zdrowia… nie nadawali się do służby.

Królowi futbolu nie przypadła do gustu publiczność zgromadzona na Legii. Stwierdził, że jest zbyt mało żywiołowa i chłodna. Trzy dni później Pele wraz z kolegami wybiegł na boisko Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Kadra PZPN zmierzyła się z Santosem (2:5), a Brazylijczyk zdobył 2 piękne bramki. Zagrało przeciwko niemu czterech legionistów: Lucjan Brychczy, Henryk Grzybowski, Jerzy Woźniak i Edmund Zientara.

W tamtych rozgrywkach warszawiacy wywalczyli wicemistrzostwo Polski. Drugie miejsce i tak było najlepszym osiągnięciem od 4 lat, dlatego każdy z zawodników otrzymał w nagrodę radioodbiornik tranzystorowy Elektra oraz kilka ciepłych słów w klubowym sprawozdaniu.

Przedwczesne pochwały

Pochwały na początku 1932 roku okazały się przedwczesne, bo wkrótce upojona sukcesem nad Polonią drużyna dała się ograć przy Łazienkowskiej drugiemu lokalnemu konkurentowi, Warszawiance (2:3, 88 lat temu). Porażki nie dało się wytłumaczyć ani pechem, ani absencją Witolda Wypijewskiego, a nawet nieuznaną przez sędziego bramką Henryka Martyny. Tym razem zawiodła taktyka. Mecz był rozgrywany w nieznośnym upale i Legia, nie chcąc tracić sił, pierwszą połowę, zakończoną remisem 1:1, zagrała sennie. Po przerwie, gdy legioniści wzięli się do roboty, niespodziewanie stracili bramkę. Padła ona po jednej z nielicznych kontr Warszawianki ze strzału oddanego jakby od niechcenia z 30 metrów przez Stanisława Piliszka. Dalsze bramki to efekt rozpaczliwych ataków Legii i kolejnych kontr rywali.

- Legja miała wczoraj chyba najsłabszy ze swoich meczów. Początkowo zdawało się, że wojskowi chcą swego przeciwnika „zjeść”. Lecz z biegiem gry, gdy Warszawianka prowadziła już 3:1 i miała możność jeszcze dwukrotnie umieścić piłkę w siatce wojskowych, było już za późno i czasu na wyrównanie nie starczyło – pisał „Kurier Poranny” (141/1932). Część gazet sugerowała, że słabsza forma Legii jest wynikiem przesadzania z liczbą meczów towarzyskich odbywających się poza spotkaniami ligowymi. Rzeczywiście, rywalizacja z Warszawianką była dla wojskowych 14. meczem rozegranym w ciągu dwóch i pół miesiąca.

Legia zakończyła wówczas sezon na 5. miejscu, tradycyjnie najwyższym spośród stołecznych drużyn, ale po raz pierwszy od 1927 r. – na rzecz Warszawianki – tracąc umowny tytuł mistrza Warszawy, a w tabeli meczów z lokalnymi rywalami została wyprzedzona także przez Polonię.

Mecz

Sezon

Strzelcy

Odra Wodzisław – Legia Warszawa (1:2)

2006/2007

Guerreiro, Włodarczyk

Legia Warszawa – Wisła Kraków (5:1)

2004/2005

Sokołowski, Włodarczyk III, Magiera

Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski – Legia Warszawa (2:2)

2003/2004

Włodarczyk, Saganowski

Legia Warszawa – Wisła Kraków (3:0)

2001/2002

Sokołowski, Wróblewski, Svitlica

Legia Warszawa – Widzew Łódź (1:2)

1995/1996

Wieszczycki

Legia Warszawa – GKS Katowice (3:1)

1992/1993

Śliwowski II, Grzesiak

Legia Warszawa – Zagłębie Sosnowiec (0:0)

1990/1991

 

Legia Warszawa – ŁKS (3:0)

1976/1977

Dąbrowski, Nowak, Deyna

Ruch Chorzów – Legia Warszawa (3:2)

1975/1976

Kwapisz, Dąbrowski

Legia Warszawa – Wisła Kraków (1:1)

1960

Brychczy

Wisła Kraków – Legia Warszawa (4:0)

1949

 

Legia Warszawa – Warszawianka (2:3)

1932

Rajdek, Latusiński

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.