Filip Mladenović

Filip Mladenović: To wszystko nas boli i wkurza

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

24.01.2022 22:30

(akt. 26.01.2022 15:02)

- Łączyliśmy grę w lidze z europejskimi pucharami. Mogłem spodziewać się jakiegoś dołka, kilku gorszych meczów i miejsca w środku tabeli, ale na pewno nie miejsca przedostatniego! To coś niewyobrażalnego i niedopuszczalnego. Dla wszystkich – dla właściciela, dla piłkarzy, trenerów i samych kibiców - mówi w rozmowie z nami Filip Mladenović.

W minionym roku sporo się działo. Zacznijmy od pozytywów. Wiosna 2021 roku była chyba najlepsza w twojej karierze? Na boisku wychodziło ci niemal wszystko.

- Sportowo ten rok nie był dla mnie zły, a jego pierwsza część była super. Indywidualnie muszę być z niego zadowolony. Przychodząc do Legii półtora roku temu zrobiłem sobie pewne założenia, postawiłem cele. I w maju wszystko się spełniło, nawet z nawiązką. To był mój TOP, byłem z siebie bardzo zadowolony. Wszystko co mogłem osiągnąć, to osiągnąłem – zdobyliśmy mistrzostwo Polski, zostałem wybrany najlepszym obrońcą ligi i najlepszym piłkarzem całej ekstraklasy. To był wybór innych zawodników i trenerów, a więc wybór bardzo prestiżowy. Poczułem się doceniony.

Pamiętam jak Czesław Michniewicz mówił do ciebie gdy wyjeżdżałeś na zgrupowanie reprezentacji Serbii, by cię tam nie rozregulowali bo aktualnie jesteś jak szwajcarski zegarek z górnej półki.

- Pamiętam, trener tak żartował. Byłem w niesamowitym gazie, ale tak samo byłem w bardzo wysokiej dyspozycji wcześniej – październik, listopad 2020 roku. Wtedy graliśmy jeszcze systemem z czwórką obrońców, potem sztab szkoleniowy zmienił ustawienie na trójkę obrońców i dwóch wahadłowych, a ja jeszcze bardziej na tym zyskałem. Zyskała cała drużyna, zaczęliśmy grać lepiej, a zespół zawsze promuje jednostki – wtedy również mnie. Ale poza mną świetny sezon rozgrywał Tomas Pekhart, strzelił chyba najwięcej goli w karierze. Znakomicie grał Josip Juranović, fajnie działali Luquinhas z Bartkiem Kapustką. Świetnie nam się współpracowało, każdy osiągnął wysoką dyspozycję i poszło.

- Czasem się zastanawiam czy to był jak dotąd najlepszy mój okres w karierze. Pod względem liczb na pewno, ale w BATE Borysów miałem też bardzo dobre dwa lata, zdobywaliśmy mistrzostwa kraju, puchar. Gdy byłem w Lechii to mieliśmy najlepszy okres w historii klubu – Puchar Polski, Superpuchar i trzecie miejsce w lidze, choć do końca walczyliśmy o mistrzostwo. Ale patrząc przez pryzmat liczb, to zdecydowanie pierwszy sezon w Legii był tym najlepszym w karierze. Tym bardziej, że Legia jest zespołem wagi ciężkiej, gdzie presja jest dużo większa. A i w reprezentacji Serbii wszystko się w tym okresie dobrze układało.

To tyle o rzeczach miłych, teraz te mniej przyjemne.

- Początek nowego sezonu też nie był zły, celem był awans do fazy grupowej europejskich pucharów i to zrobiliśmy. Niestety odbiło nam się to na lidze, na miejscu w tabeli. Zaszło to za daleko. I powiem szczerze, że nie byłem zaskoczony, że to poszło w tym kierunku, ale nie spodziewałem się, że aż tak bardzo da się to we znaki. I właśnie to, że tak bardzo nam nie szło, boli i wkurza nas wszystkich.

Mówisz, że nie jesteś tym zaskoczony. Rozwiń to proszę.

- Nie jestem zaskoczony tym, że gra co trzy dni, połączenie gry w pucharach z grą w lidze, odbija się na wynikach na krajowym podwórku. Odbiło się na Legii, odbija się i na lepszych zespołach w Europie i na świecie. Jest wiele drużyn grających w pucharach, które notują przez to gorsze wyniki w lidze. Pamiętamy jak zaczęło Napoli w Serie A. Wygrywali mecz za meczem, byli liderem. Ale w pewnym momencie musieli się przyłożyć do gry w Lidze Europy by wyjść z grupy i od razu zaczęły się problemy w lidze. Awansowali z drugiego miejsca w grupie, ale w serie A spadli na trzecie miejsce i mają już 12 punktów straty do lidera. Mój kolega gra w Lazio – oni też łączyli grę w pucharach – awansowali z drugiego miejsca w Lidze Europy, ale w lidze im się gra na dwóch frontach odbijała czkawką – zajmują dopiero ósme miejsce w tabeli. A to przecież zespoły z wyższej półki niż Legia, które mają więcej jakościowych zawodników. Ale nawet tam gra w pucharach miała wpływ na gorsze wyniki w lidze.

- Wracając jednak do ekstraklasy – ta liga jest bardzo wyrównana, każdy może wygrać z każdym. O tym, że nie jest łatwo łączyć gry w pucharach z grą w lidze przekonał się w poprzednim sezonie Lech Poznań, a teraz boleśnie przekonujemy się my. Nie jestem tym zaskoczony, bo to niestety częsty proces, tak dzieje się w wielu klubach, w wielu ligach. Natomiast zaskakuje mnie to, że na Legii odbiło się to aż tak mocno. Mogłem spodziewać się jakiegoś dołka, kilku gorszych meczów i miejsca w środku tabeli, ale na pewno nie miejsca przedostatniego! To coś niewyobrażalnego i niedopuszczalnego. Dla wszystkich – dla właściciela, dla piłkarzy, trenerów i samych kibiców.

Filip Mladenović

Dla ciebie indywidualnie ten sezon również jest gorszy, nie ma już takich liczb jak w zeszłym sezonie. Ale trzeba dodać, że sezon zaczynałeś z kontuzją kolana i kontuzja dokuczała ci do końca roku.

- To prawda, już na zgrupowanie kadry latem poleciałem z kontuzją kolana. To nie jest nic poważnego, ale może się z tego stać coś poważnego, jeśli staw kolanowy zostanie przeciążony, jeśli nie zostanie wyleczony. A tymczasem nie było czasu by się wyleczyć, by w jakimś okresie odpuścić. Zaraz po urlopach zaczęliśmy z marszu bardzo ciężko pracować. Przyjechałem do ośrodka treningowego na jeden dzień, miałem testy i następnego dnia ruszyliśmy do Austrii na zgrupowanie, gdzie mocno pracowaliśmy. Po dwóch tygodniach pracy zaczęliśmy grać, po chwili miałem już w nogach sześć meczów. W sumie jesienią, jeśli chodzi o spotkania Legii, reprezentacji Serbii, sparingi – zagrałem w 35 meczach. Przez taką intensywność miałem nawracające problemy z kolanem – było opuchnięte, gromadził się płyn, brałem zastrzyki. I być może grałem za dużo, być może mogłem odpocząć by kolano wydobrzało i bym lepiej się prezentował na boisku. Ale każdy kolejny mecz był ważny. Pewnie gdybyśmy grali w odstępach co siedem dni, to żadnego problemu by nie było. A tak był uraz, który przeszkadzał, ale od razu zaznaczę, że to nie jest żadne tłumaczenie gorszej postawy. Taki jest fakt, męczyła mnie ta dolegliwość, ale gdy wychodziłem na boisko dawałem z siebie tyle, ile aktualnie mogłem. Nie chcę jednak by kibice odebrali to tak, że ja się tłumaczę. Przez pól roku nawet o tym nie mówiłem. Teraz zapytałeś to odpowiadam, ale nie szukam usprawiedliwień. Nie jest to żadne alibi. Stając prze lustrem patrzę w nie jednak spokojnie, bo wiem jak sytuacja wyglądała, wiem że byłem fair wobec siebie i zespołu.

- A liczby? To nie tylko zależało od mojej dyspozycji czy mojego samopoczucia, to nie jest indywidualny sport. Gdy drużyna dobrze funkcjonuje jako zespół, to i mnie jest łatwiej. Tak jak powiedziałem, dobrze grająca drużyna promuje jednostki. Niestety nam jesienią nie szło, zwłaszcza w lidze. Nie byłem wyjątkiem, gdy zaczynałem spotkanie na ławce czy na trybunach, gra wcale nie wyglądała lepiej, a wyniki nie były lepsze. I oczywiście możemy gadać, że to przez złe przygotowania, transfery, rozkojarzenie czy złe prowadzenie się. Powiedzieć można wszystko, ale nie ma to sensu. Zawiedliśmy jako zespół, ja jestem jego częścią. Teraz pracujemy mocno aby to zmienić. Nie ma co publicznie tego roztrząsać, czyny nie słowa. Odpowiedzieć możemy tylko na boisku.

Ta intensywność i gra co trzy – to było ponad możliwości zespołu?

- Jakby to nie zabrzmiało, to tak było. Gdyby wszyscy byli w zdrowi, w formie, to przy większej rotacji pewnie byłoby lepiej. Gdyby w czwartek grał jeden skład, a w niedzielę drugi. Ale szybko się okazało, że to niemożliwe, a gra co trzy dni, z różnych powodów, okazała się dla nas zabójcza. Dopóki były rezerwy, pokłady energii, to jakoś to wyglądało. Ale w pewnym momencie przyszła dziura, nie było już zapasów tej energii, każdy czuł się zmęczony. Wielu z nas chciało, ale nie dawało rady. Z jednej strony to normalne, że przychodzi taki gorszy moment, ale u nas trwał zbyt długo i przyszedł za wcześnie. Być może jakościowo nie było nas w tej rundzie stać na więcej, przy czym mówiąc jakościowo nie mam na myśli tych cech czysto piłkarskich ale i motorycznych oraz siłowych. Dużo się zmieniało w zespole – te zmiany też niby są czymś normalnym, ale tych zmian było bardzo dużo i zawodnicy potrzebują czasu aby dojść do właściwej dyspozycji, aby lepiej się zrozumieć z kolegami, zapoznać z systemem taktycznym. Pamiętam jak przyszedłem do Lechii Gdańsk po okresie bez gry, pamiętam jak bardzo mi było ciężko przez pierwsze pięć, sześć miesięcy. Raz grałem, raz nie grałem, raz zagrałem lepiej, potem dwa razy gorzej. To nie było to. Dopiero gdy przeszedłem obóz z zespołem, poczułem się lepiej fizycznie, zacząłem lepiej rozumieć trenera, dopiero wtedy zacząłem pokazywać na co mnie stać. Po drugim zgrupowaniu z drużyną czułem się już super i wtedy zagraliśmy świetny sezon - i ja i cała Lechia. I to jest normalne, w Legii też wielu piłkarzy w przeszłości potrzebowało czasu aby pokazać swoje możliwości, i pewnie tak samo jest z tymi co trafili latem. Tylko nikt im tego czasu nie dał, a że z czasem zaczęliśmy źle wyglądać jako zespół, to im było jeszcze trudniej.

- Weźmy tylko ten okres, gdy ja trafiłem do Legii. Byłem w rytmie meczowym, dobrze się czułem, a i tak potrzebowałem dwóch miesięcy by zacząć dobrze grać. Joel Valencia nie grał rok, w piłkę i potrzebował czasu. Rafael Lopes trafił do nas z kontuzją, samo leczenie zajęło wiele czasu, potem rehabilitacja i poznanie zespołu. Bartek Kapustka przyszedł po długim okresie bez gry, a Josip Juranović złapał koronawirusa i też wypadł na miesiąc i potrzebował czasu by pokazać, że jest go stać na bycie jednym z liderów drużyny. Zobaczcie – wymieniłem pięciu graczy i każdy potrzebował czasu, z różnych powodów. Ale jak już wszyscy doszli do siebie, złapaliśmy odpowiedni rytm, to od listopada do maja nie było na nas mocnych, graliśmy bardzo dobrze, super się rozumieliśmy. Teraz trafiło do nas latem dziesięciu graczy i też każdy potrzebował czasu – jeden więcej, drugi mniej. Jestem przekonany, że większość z nich nie pokazała jeszcze na co ich stać. Możemy szukać powodów dlaczego, ale moim zdaniem lepiej skupić się na tym, by wiosną każdy z nich mógł pomóc drużynie. Pracujemy mocno i tak trzeba robić do końca sezonu. Nie uważam, że sezon już jest stracony, można go uratować. Oczywiście o mistrzostwo Polski będzie trudno, ale jeśli go nie zdobędziemy, to trzeba pamiętać, że ugraliśmy to czego brakowało w Legii przez pięć lat czyli fazę grupową europejskich pucharów. Jeśli do tego dorzucimy Puchar Polski, to uważam, że nie będzie to zły sezon. Wiem, że kibice powiedzą, że Puchar Polski to nie to samo co mistrzostwo. Zgoda! Ale ten Puchar Polski to też trofeum i pozwoli nam w przyszłym sezonie ponownie grać w europejskich pucharach.

- A europejskie puchary w takim klubie jak Legia powinny być normą. Jest piękne, duże miasta, świetny stadion, fanatyczni kibice i piękna historia. Jest tu wszystko aby co roku były puchary. Nikt mi nie powie, że np. BATE Borysów ma lepsze warunki i historię od Legii. Nie ma! A skoro oni mogą grać w pucharach, to Legia tym bardziej.

Bartosz Kapustka Filip Mladenović

Biorąc pod uwagę tylko puchary, to warto było czekać pięć lat.

- Pełna zgoda, fajna przygoda. Przeszliśmy Bodo/Glimt i Florę ale to każdy uważał za obowiązek. Potem było Dinamo Zagrzeb, na wyjeździe zremisowaliśmy, co było dobrym wynikiem, ale u siebie zabrakło nam minimum jednej bramki. Ze Slavią Praga już jednak sobie poradziliśmy i trafiliśmy do bardzo silnej grupy, sportowo to była Liga Mistrzów. Zaczęliśmy od dwóch wygranych – najpierw w Moskwie ze Spartakiem, a później u siebie z Leicester. Oba zespoły rok wcześniej grały w Champions League, podobnie jak Napoli. Niestety później już punktów nie było. Można sobie zadać pytanie czy mogliśmy więcej, pewnie mogliśmy ze Spartakiem w Warszawie – mieliśmy swoje szanse, ale się nie udało, jak wszystko niemal w tamtym okresie. Ogólnie jednak z pucharów musimy być zadowoleni, więcej chyba nie dało się osiągnąć – tak mi się wydaje patrząc na wszystko od środka. A może nawet ten wynik był nieco ponad stan.

Czyli podsumowując w pucharach było nieco ponad stan, liczba meczów i intensywność też ponad stan. Stąd ten dołek i przedostatnie miejsce w ligowej tabeli?

- Teraz najłatwiej jest krytykować, uderzyć w każdego, jechać z każdym. Ja zawsze staram się patrzeć bez emocji i szukać pozytywów. To realne spojrzenie to jest to, o czym mówiłem – nie jestem zaskoczony, że poszło to w takim kierunku, że dopadł nas kryzys. Natomiast nigdy nie myślałem, że to zajdzie tak daleko, że będziemy przegrywali mecz za meczem, że znajdziemy się w strefie spadkowej. Na to złożyło się mnóstwo czynników i o tym też już powiedzieliśmy. Jeśli przychodzi dziesięciu nowych piłkarzy, to oni będą potrzebować czasu, a tego w Legii nigdy nie ma. Mieliśmy też trzech trenerów – nie chcę jednak tego oceniać. Nie mam dyplomu by móc to komentować, nie mam do tego kwalifikacji. Są od tego inni ludzie w klubie, mądrzejsi ode mnie. Ja jestem tylko piłkarzem, częścią tej drużyny i muszę wykonać swoją pracę jak potrafię najlepiej. Nie lubię też mówić o rzeczach, na które nie mam wpływu. Co zmieni moja opinia? Nic nie zmieni, a może zaszkodzić zespołowi. Dlatego wszyscy skupiamy się na pracy, byliście na zgrupowaniu w Dubaju od początku i widzieliście, jak obóz wyglądał. Miejsce w jakim się znaleźliśmy jest za przeproszeniem ch…, ale wciąż możemy z tego wyjść i uratować sezon. I to jest teraz najważniejsze, do tego wszyscy muszą dążyć. Nie ma co narzekać i pieprzyć głupot, bo od tego nic się nie poprawi.

Na zgrupowaniu jesteście skupieni głównie na treningach. Ty mogłeś z drużyną pracować tydzień, ale wszystko obserwowałeś z boku. Wiosną będzie lepiej?

- Jest na to bardzo duża szansa. Za nami w lidze słaba runda i za pstryknięciem palców nie stanie się, że wszyscy o niej zapomną, nie cofniemy też czasu. Tylko pracą, dobrą grą, możemy spowodować, że kibice zaczną na to wszystko spoglądać inaczej niż katastrofa. Widzę jak wszyscy pracują, jak drużynę nastawił trener i myślę, że to idzie w dobrym kierunku. Najważniejsze byśmy byli dobrze przygotowani fizycznie. Jak pod tym względem będzie w porządku, to jakością piłkarską będziemy w stanie coś ugrać z innymi, stać nas na to. Wiosną zagramy o piętnaście spotkań mniej niż jesienią, będzie więc czas na pracę, na regenerację. A to też droga do lepszej gry. Ja naprawdę chciałbym, abym w maju mógł stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie, że mimo sporych zawirowań, ten sezon został uratowany i mogę go uznać za udany. A tak będzie jeśli zagramy w przyszłym sezonie w pucharach. Dziś mamy dużą stratę do lidera, ale za dwa miesiące sytuacja może ulec zmianie. W tej lidze wszystko jest możliwe.

A miałeś przez chwilę jesienią taką myśl, że naprawdę możecie spaść z ligi i zapisać się jako ci, którzy dokonali tego jako pierwsi po wojnie?

- Szczerze, nawet przez chwilę tak nie pomyślałem. Nie brakowało negatywnych myśli, ale o tym, że możemy realnie spaść z ligi, jako Legia Warszawa, nawet nigdy nie pomyślałem. Mieliśmy słaby okres, nie da się tego ukryć. Jakbyś mnie spytał, kto z nas późniejszą jesienią był w formie, to nie potrafiłbym wymienić nawet jednego nazwiska. Ale wierzę, że najgorsze za nami i teraz będzie tylko lepiej. Ale nie ma też co zaklinać rzeczywistości, jesteśmy w takim miejscu, że trzeba spojrzeć w tabelę i przypominać sobie, że to aktualnie siedemnaste miejsce w tabeli. Nie można tego bagatelizować, to każdego powinno mobilizować do wytężonej pracy.

Co w porównaniu z tym co było wcześniej stara się zmienić Aleksandar Vuković?

- Przede wszystkim stawia na pracę i dobrą atmosferę. Każdy ma być odpowiedzialny za siebie i drużynę, każdy ma być świadomy miejsca w jakim się  znaleźliśmy i starać się to zmienić. Trener podkreśla, że nie liczą się jednostki, że każdy ma się poświęcać dla zespołu. Aleksandar Vuković sprowadzał mnie do Warszawy, ale nie dane nam było dłużej popracować ze sobą. Teraz będzie na to szansa, poznajemy się i czasem myślę, że mamy podobne charaktery z trenerem. Możemy wszyscy razem wiele jeszcze ugrać w tym sezonie – jako drużyna i przy okazji indywidualnie.

A jak ty się czujesz po obozie?

- Szybko i na szczęście bez powikłań przeszedłem koronawirusa. Ogólnie nie przechodziłem Covidu ciężko, przez jeden dzień miałem gorączkę, przez dwa czułem się osłabiony. Po pięciu dniach wszystkie objawy ustąpiły. Gdy przyleciałem do Dubaju przez tydzień pracowałem indywidualnie, drugi tydzień z zespołem. Dobrze się czuję, brakuje mi jeszcze kilku gier, ale widzę progres.

Poprzedni sezon bardzo udany dla ciebie, w obecnym miałeś kluczową asystę ze Slavią, strzeliłeś gola z Leicester, asystowałeś w spotkaniu z Napoli. To wszystko spowodowało, że zainteresowanie twoją osobą wzrosło?

- W tej chwili mnie to nie interesuje, mam coś do zrobienia tutaj. Coś tam do mnie dochodziło od menedżera, ale trudno powiedzieć, że mam to nawet gdzież z tyłu głowy. Kompletnie o tym nie myślę. Poza tym jestem w Legii, to wielki klub i nie spieszy mi się by coś zmieniać w tym względzie. Mój agent zbiera wszelkie propozycje, zainteresowania, ale ja jestem od tego daleko. Na pewno jutro, za miesiąc, nadal będę w Legii i będę pracował na to, by jakoś godnie zakończyć ten sezon.

Filip Mladenović

Polecamy

Komentarze (68)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.